poniedziałek, 1 lipca 2024

NIE MOŻESZ ŻYĆ BEZ SIEBIE, CZYLI O AHIMSIE

Ahimsa oznacza wolność od przemocy i stanowi pierwszą jamę (jamy to jogowe zasady dotyczącą życia społecznego). Tak jak przy wszystkich zasadach, które uznajemy za sensowne, w pierwszej kolejności stosujemy ją względem siebie. Chcąc praktykować ahimsę, możemy więc zadać sobie pytanie: czy nie szkodzę sobie negatywnym myśleniem na swój temat? Czy nie szkodzę sobie określonym jedzeniem, zbyt małą ilością snu, przepracowaniem, przetrenowaniem lub bezruchem? Czy nie szkodzę sobie oglądając i czytając ponure treści? Czy nie oddaję się czemuś lub komuś kosztem siebie? Czy nadmiernie się nie “rozdaję”, próbując dbać o innych albo chcąc zyskać czyjąś aprobatę, przyjaźń, uznanie? Tym samym ahimsa staje się sprytnym narzędziem, pomagającym ogarnąć nasze “osobiste BHP” względem ciała, umysłu i ducha. 


Idąc tym tropem, chciałam zaproponować Wam pogłębienie tej praktyki o pytanie, którego używa moja przyjaciółka i które także i ja zaczęłam stosować od kilku miesięcy. Pytanie brzmi: czy odpowiednio “się karmię”? Wyraz “karmić się” jest przenośnią, która pomaga nam zorientować się, czy wystarczająco dbamy o siebie we wszystkich wymiarach swojego istnienia. Kiedy zadaję sobie pytanie, czy w danej sytuacji odpowiednio się "karmię", w rzeczywistości pytam, czy dobrze dbam o swoje ciało? Czy dbam o jego komfort i równowagę? Czy dbam o to, by nosiło ubrania z przyjaznych mu materiałów? Czy dbam o to, by przebywało na świeżym powietrzu? Czy dbam o to, żeby spędzało czas w uporządkowanym, czystym, ładnym otoczeniu? Czym karmię swój umysł? Czy dostarczam mu odpowiedniej ilości wyzwań i wypoczynku? Czy pozwalam, by mój mózg mógł się nadal uczyć i rozwijać? Czy dbam o higienę umysłu? Czy dbam o to, żeby dostarczać sobie odpowiednią dawkę śmiechu i radości, które są jak balon z helem, pomagający wznieść się ponad trudności i ograniczenia mojego ego? Czy to co czytam, czego słucham, co oglądam jest “odżywcze” dla mojej duszy? Czy treści, które dopuszczam do siebie, pomagają jej wzrastać, czy sprawiają, że się kurczy? Czy ludzie, których dopuszczam do siebie, inspirują mnie, uświadamiają, pomagają coś zrozumieć oraz “odżywiają” swoją życzliwością i ciepłem, czy sprawiają, że gasnę i się wycofuję? 


Tych pytań może być nieskończenie wiele - wszystkie mają doprowadzić nas do konkluzji, że po pierwsze należy dbać o siebie, bo bez wielu rzeczy i ludzi można żyć, ale nigdy NIE MOŻNA ŻYĆ BEZ SIEBIE. Być może na pierwszy rzut oka koncepcja ta wygląda egoistycznie, ale w rzeczywistości dbanie o siebie - “karmienie” siebie sprawia, że stajemy się lepsi dla innych. Kiedy odpowiednio się “karmimy”, w pewnym momencie pojawia się w nas tak duża obfitość i tak silne zasoby, że z lekkością i szczodrością możemy się nimi dzielić. Możemy bez wysiłku i obciążania się dzielić się nie tylko rzeczami materialnymi, ale też dobrym humorem, czułością, zrozumieniem, czasem, cierpliwością i miłością. Możemy bez nadwyrężania i wyczerpywania siebie być pomocni, pożyteczni, współczujący i kochający.  





piątek, 21 czerwca 2024

DZIEŃ JOGI 2024

Ta bezlitośnie szczera JOGA, która pozbawia człowieka złudzeń, że życie zawsze będzie łatwe, lekkie i przyjemne, fundując mu czasem twarde lądowanie.


Ta niesamowita JOGA, która wydobywa z człowieka supermoce, kiedy jest mu trudno i pomaga przetrwać turbulencje losu.
 
Ta niepozorna JOGA wykonywana w zaciszu pokoju swojego/hotelowego/wynajętego/gościnnego - wykonywana w stroju nieinstagramowym, bez świadków i splendoru.
 
Ta przenikliwa JOGA, która patrzy człowiekowi prosto w oczy i mówi: “ej, nie ściemniaj”.
 
Ta pełna humoru JOGA, która przewraca człowieka w pozycjach balansowych przebijając mu balon, w którym ulokował przesadnie poważne traktowanie siebie samego.
 
Ta joga, która zaprasza do budowania dobrych relacji z innymi.
 
Wreszcie ta cudowna JOGA, która zabiera człowieka w miejsce, o którym Donna Farhi pisze, że wszystko z niego lepiej widać. Miejsce, z którego człowiek widzi wyraźniej i lepiej rozumie niesamowitą złożoność siebie i innych, a przez to oczyszcza się z roszczeń, pretensji, fochów, żalów. Miejsce, dzięki któremu człowiek przypomina sobie, że ma wszystko, czego mu potrzeba. Miejsce, w którym staje się jasne, że nie ma nikogo, komu można by czegokolwiek zazdrościć, z kim można by się porównywać albo na kogo można by być złym, bo to po prostu nie ma sensu. To miejsce wewnętrznego spokoju znajdujące się w człowieku, do którego ta właśnie JOGA pomaga odnaleźć drogę.
 
Tej właśnie JOGI życzę sobie i Wam z okazji Międzynarodowego Dnia Jogi :-)



sobota, 4 maja 2024

NAMASTE CZYLI NAJWAŻNIEJSZE TO PAMIĘTAĆ O TYM, CO NAJWAŻNIEJSZE

 “Bezpieczeństwo nie jest brakiem zagrożenia.
Bezpieczeństwo jest poczuciem połączenia”
Gabor Mate


CO ZNACZY “NAMASTE”?
Jogowe pozdrowienie “namaste” oznacza: “świętość we mnie kłania się przed świętością w tobie”, “światło życia we mnie kłania się przed światłem życia w tobie”, “świadomość we mnie kłania się przed świadomością w tobie”. Kiedy zwracamy się do kogoś słowem “namaste” dajemy mu znać, że rozpoznajemy w nim to samo tchnienie i tę samą energię życiową, które przepływają również przez nas. Dajemy mu znać, że czujemy z nim połączenie - że udało nam się “przebić” przez powierzchowne uwarunkowania takie jak wygląd, płeć, status społeczny, poglądy, narodowość itp. Dajemy mu znać, że wszystko to schodzi na dalszy plan w obliczu zrozumienia i głębokiego poczucia, że łączy nas ta sama niezmienna i ponadczasowa tajemnica życia, której razem doświadczamy.

TO CO NAJWAŻNIEJSZE
Tym samym “namaste” staje się nie tylko pozdrowieniem, ale bardziej przypomnieniem o niezwykłym darze życia, który przenika każdą istotę. “Namaste” każe nam pamiętać o tym, co najważniejsze, czyli o tym, że wszyscy współdzielimy ten niesamowity dar - tę samą świadomość, ten sam oddech a także że wszyscy jesteśmy połączeni niewidzialnymi “nićmi” miłości, dobroci i światła.

“Namaste” przypomina nam też, że nigdy nie jesteśmy oddzieleni od owej bezgranicznej świadomości i miłości - w zależności od światopoglądu możemy nazwać je siłą wyższą, Bogiem, absolutem, pierwotną prawdą, siłą natury, wielką pustką itp. Bezgraniczna świadomość i miłość są bowiem naszym źródłem. Stanowią podstawę naszej egzystencji, naszego uzdrawiania i kreacji. Nie możemy, więc oddzielić się od czegoś, co jest rdzeniem naszego istnienia i co jest zawsze w zasięgu ręki, nawet kiedy znajdujemy się w samym epicentrum życiowych zawirowań i problemów. Jesteśmy jak fale, które nie mogą oddzielić się od morza, bo są jego częścią. Fale nie mogą oddzielić się od morza ani w czasie sztormu, ani w czasie najciemniejszej nocy. To zwyczajnie niemożliwe.

NEUROTYCZNE “JA”
Kiedy przez pośpiech, nieuwagę oraz “trans” ogarniania codziennego życia zapominamy o tym połączeniu, kontrolę nad nami przejmuje małe, neurotyczne “ja”, które zawsze czegoś się obawia, zawsze czegoś ma za mało, jest wiecznie zalęknione, znudzone i karmi się tworzonymi przez siebie dramatami. Życie jest dla niego nieustannym zmaganiem i walką o przetrwanie, a dominującym uczuciem jest nienasycenie i rozczarowanie. Czasem doświadczamy małego przebłysku świadomości w formie pytania: jak to jest, że niektórzy ludzie mają tak mało, ich życie jest jedną wielką niewiadomą, doświadczają nieuleczalnej choroby, a mimo to mają w sobie spokój, pogodę ducha i ufność? I odwrotnie: jak to jest, że niektórzy ludzie mają wszystko począwszy od cudownej rodziny, przez pieniądze, władzę i sławę, a są tak nieszczęśliwi, że z własnej woli postanawiają zakończyć życie? To trochę tak jakby ta bezgraniczna świadomość, przenikająca każdego z nas chciała tymi pytaniami zwrócić na siebie uwagę - jakby chciała zawrócić nas na dobrą ścieżkę.

PRZEBŁYSKI ŚWIADOMOŚCI
Są też wydarzenia, które z automatu wywołują w nas ów rodzaj przebłysku świadomości. Nawet jeśli życie duchowe jest czymś, co kompletnie nas nie interesuje, to nie da się zaprzeczyć, że wszyscy doświadczamy czegoś niewypowiedzianie silnego, gdy jesteśmy świadkami śmierci lub narodzin. Dla wielu osób to jedyne momenty, kiedy mają one szansę, by cokolwiek poczuć.
Przyznajmy jednak, że nikt nie chce czekać na sytuacje ekstremalne, żeby przypomnieć sobie o tym, co najistotniejsze - żeby przypomnieć sobie, że w każdej chwili można wrócić do siebie, wrócić do źródła i chwycić kontakt z tą sekretną siłą życia, która nieustannie nas zasila.

CO SPRAWIA, ŻE CZUJESZ “POŁĄCZENIE”?

“Namaste” to jedno z wielu przypomnień, ale warto zadać sobie pytanie, co jeszcze pomaga mi “pamiętać”? W jakich okolicznościach budzi się we mnie uczucie silnego połączenia z życiem? W jakich sytuacjach czuję, że jestem świadkiem jakiejś “świętości” i nie mam nawet słów, by to wyrazić? Kiedy tajemnica życia zapiera mi dech w piersiach i odbiera mowę? Czy potrafię samodzielnie wywołać w sobie ten stan? Poniżej dzielę się moimi sposobami - może dla kogoś będą one pomocne - może ktoś się w nich odnajdzie lub zainspiruje.

CO SPRAWIA, ŻE JA CZUJĘ "POŁĄCZENIE"?

Działania i okoliczności, które stawiają mnie na co dzień do pionu i przywracają mi poczucie silnego “połączenia” z życiem to:

  • Praktyka jogi
    Joga to dla mnie niezawodny sposób na chwytanie “połączenia”, na ukojenie, na odblokowanie się i “dezaktywację” małego, neurotycznego “ja”
  • Medytacja
    Można medytować w ruchu wykonując np. pozycje jogi albo spacerując, ale w moim przypadku najlepiej działa codzienna formalna praktyka polegająca na siedzeniu, skupieniu na oddechu i obserwowaniu wszystkiego co się przydarza bez zbędnego oceniania. Mimo, że moja praktyka jest bardzo minimalistyczna, bo siadam do medytacji dwa razy dziennie na zaledwie 20 minut, to wymaga to sporo dyscypliny, cierpliwości i pokory. Moim zdaniem wszystko to jednak bardzo się opłaca. Mam wrażenie, że nic tak pozytywnie nie “przeprogramowuje” mojego umysłu. Nic tak dobrze nie “ustawia” mnie na początku dnia oraz przed pójściem spać, jak właśnie medytacja. Nic też nie daje mi tak mocnego poczucia, że jak napisał Rumi: “Nie jesteś kroplą w oceanie. Jesteś całym oceanem zawartym w kropli” (...)
  • Kontakt z naturą.
    Natura wywołuje we mnie nieustający zachwyt - nie sądzę, żeby kiedykolwiek znudziły mi się las, morze, zwierzęta i zwykłe polne kwiatki rosnące dziko. Nic nie daje mi takiego “połączenia” jak czucie wiatru na skórze, odurzenie kolorami, zapachami i dźwiękami przyrody albo chodzenie boso po ziemi. I nic nie dziwi mnie bardziej niż fakt, że to słońce mimo wszystko wschodzi każdego dnia od nowa, nie zważając na nic
  • Relacje z innymi ludźmi.
    Nie ma dla mnie silniejszego uczucia “połączenia ze źródłem” niż to, którego doświadczam “przeglądając się” w innych ludziach. To “połączenie” może przybierać formę rozmowy, troski, dbania o siebie, dawania sobie wzajemnej uwagi, zrozumienia, ale też czasem wymagających lekcji i uczenia się od siebie nawzajem. Może być milczeniem albo wspólnym robieniem czegoś. Może być codziennym smsem wysyłanym rano na powitanie albo uszanowaniem czyjejś potrzeby odizolowania się. Może być przytuleniem, uśmiechem albo spojrzeniem, które w sekundę wymazuje smutek. Może być wreszcie humorem i żartem, który jest dla mnie najcudowniejszą formą bycia blisko z innymi ludźmi.
  • Taniec
    Nie znam żadnego stylu ani żadnych kroków - w moim przypadku taniec sam się tańczy, wyłączając mi poczucie czasu, zmęczenia i totalnie dezaktywując oprogramowanie “małego ja”. Czasem próbuję zrozumieć ten fenomen, ale po chwili poddaje się, myśląc sobie “czy naprawdę muszę to rozumieć?”
  • Wdzięczność
    Wdzięczność daje mi poczucie obfitości i otwiera mnie na tysiące małych, codziennych prezentów, których normalnie bym nie zauważyła. Wdzięczność otula moje serce - wdzięczność toruje mi drogę do stanu, który czasem określa się mianem “bycia zadowolonym bez powodu”

Jeśli masz swoje sposoby na chwytanie “połączenia”, to podziel się proszę. A tymczasem NAMASTE. Po prostu pamiętaj.