"Kiedy tracisz kontakt z wewnętrzną ciszą, tracisz kontakt ze sobą. Kiedy tracisz kontakt ze sobą, zatracasz się w świecie". Eckhart Tolle, "Cisza przemawia"
Cisza to jedno z najprostszych i najdoskonalszych narzędzi stwarzających optymalne warunki do samoobserwacji i rozwoju. Jest dobrym tłem, na którym wyraźnie widać myśli, emocje, intencje itd. Bywa, że z tego powodu jest dla niektórych nie do zniesienia - bo obnaża np. samotność, pustkę, brak pomysłu na życie, negatywne pobudki działania, ociężałość psychiczną, niechcianą rutynę, brak tematu do rozmowy z kimś, z kim ten temat powinien być, a więc konfrontuje nas ze sprawami, z którymi należałoby się rozprawić. Dla kogoś, kto nie ma na to ochoty, może być więc dosyć uciążliwa. Stąd m.in. bierze się chyba trend do zagłuszania ciszy - tak na wszelki wypadek. Żeby w razie czego było hucznie, dziarsko i wesoło - i w ogóle choćby nie wiem jak podły towarzyszył nam nastrój, to ma wyglądać tak, jakby dosłownie i w przenośni "wszystko grało":-) Tym sposobem "coś leci" właściwie w większości miejsc publicznych (marketach, biurach, poczekalniach, na dworcach itd.). Nie wiem, czy to źle czy dobrze. Na pewno wiem jednak, że często na płaszczyźnie czysto fizycznej jest to dosyć męczące, a cisza zaczyna stawać się produktem ekskluzywnym. Dlatego preferuję zajęcia jogi bez tła muzycznego. Nie tylko dlatego, że z założenia muzyka do jogi po prostu nie jest potrzebna, ale też dlatego, żeby chociaż przez te kilkadziesiąt minut w tle mieć po prostu ciszę.
Poza tym w jodze chodzi między innymi o wewnętrzny spokój i bynajmniej nie o spokój rozumiany czasem mylnie jako flegmatyczne rozluźnienie, ale raczej o spokój w znaczeniu wspaniałego, uważnego i trzeźwego stanu, który pozawala nam działać rozważnie; który czyni nas silnymi psychicznie i fizycznie; który wzmacnia nasz system odpornościowy i pozwala nam się rozwijać. Sama cisza nie jest tożsama ze spokojem (kiedy wczoraj Adam Małysz upadł podczas skoku, na trybunach zapanowała cisza, która raczej niewiele miała wspólnego ze spokojem), ale zwykle w dużej mierze ułatwia jego osiągnięcie. Systematyczne i świadome obcowanie z ciszą buduje stabilny spokój, który utrzymuje się później nawet w krzykliwych i hałaśliwych okolicznościach. I to jest naprawdę bezcenne:-)
W zasadzie zgadzam się w pełni z tym, co napisałaś, mam tylko jedną wątpliwość. Czasami odpowiednio dobrana muzyka pomaga np. w zrelaksowaniu się i wyciszeniu, co niekoniecznie musi być tożsame z zagłuszaniem własnych myśli czy lęków. Uważasz, że tak osiągniety spokój jest nieprawdziwy albo mniej wartościowy?
OdpowiedzUsuńUważam, że muzyka do relaksacji jest jak najbardziej ok i relaks osiągnięty dzięki muzyce też - poza tym istnieje przecież trochę niedoceniona (przynajmniej w Polsce) dziedzina zwana muzykoterapią, dzięki której można osiągnąć nie tylko relaks, ale też wiele innych pozytywnych rzeczy (polecam gorąco książkę Olivera Sacksa pt. "Muzykofilia", która bardzo ciekwaie opisuje to zagadnienie). To samo dotyczy np. zastosowania muzyki na zajęciach aerobowych po to, żeby wprawić ćwiczących w określony rytm i wielu innych sytuacji, w których muzyka odgrywa istotna rolę. Wg. mnie na jodze nie jest jednak potrzebna (oprócz może relaksacji - jak słusznie zauważyłaś), ale to tylko moje podejście (które jak każde ma swoje plusy i minusy)- z pewnością można przecież znaleźć miejsca, gdzie joga jest prowadzona z muzyką i przynosi tak samo wiele korzyści ćwiczącym. Dzięki za zainteresowanie i do zobaczenia:-)
OdpowiedzUsuńPs. A tak w ogóle, to może ktoś się jeszcze odezwie na ten temat - sama jestem ciekawa, która wersja (joga z muzyka czy bez) ma więcej zwolenników w TG:-)
nie z TG, ale może kiedyś ;) Od ostatniego postu zastanawiałam się właśnie nad tym czy muzyka na sali przy ćwiczeniu jogi była by dobra dla mnie. Wydaje mi się, że nie, rozpraszałaby mnie (szczególnie w relaksie). Miałabym dwie rzeczy na których chciałabym się skupić, a na ani jednej nie skupiała bym się dostatecznie. Poza tym jest jeszcze jeden aspekt, że nie wszystkim na zajęciach może odpowiadać muzyka jaką prowadzący by włączył... mogły by się pojawić jakieś negatywne emocje. ;)
OdpowiedzUsuńChodziło mi właściwie tylko o muzykę w trakcie relaksu, ale faktycznie, pewnie nie wszystkim by ona odpowiadała. Ja jestem widocznie wyjątkowo muzykolubna:) Jakkolwiek, zajęcia bez muzyki też mi się bardzo podobają:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCoś się wymyśli - może wprowadzimy jakąś muzykę do relaksu - od czasu do czasu:-) Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńW ciszy miast rozprawiać się z samym sobą, wolę pobujać w obłokach lub posłuchać muzyki jaka płynie z wszechświata. Muzyka mantrujących buddów - omm ;)
OdpowiedzUsuńBądź pozdrowiony- cudowny, jedyny i krystalicznie koci uśmiechu :)
O! I tym oto sposobem milczenie Zenzy przerwała całkiem wesoła cisza:-)Pozdrowienia serdeczne!
OdpowiedzUsuń