środa, 27 lipca 2011

O kryzysie - nie tylko w praktyce jogi

Co jeśli pewnego dnia budzimy się i odnosimy nieodparte wrażenie, że drabina, po której wspinamy się od dłuższego czasu, jest przystawiona do niewłaściwej ściany? Cóż za perfidne uczucie i jakaż dezorientacja połączona z dezorganizacją oraz wielokierunkowym spadkiem nastroju. Czy mniej więcej tak wygląda kryzys? Dlaczego nagle postanawia nas dopaść i skąd się bierze? Gdyby to człowiek wiedział:-) Na pewno sprzyja mu przemęczenie, znużenie, ból. Paradoksalnie łatwiej jest wskrzesić ogień niż go utrzymać. Przytaczając wątek jogi - łatwiej jest przyjść na warsztaty jogi, gdzie otaczają nas sami entuzjaści, niż praktykować w swoim pokoju po całym dniu pracy i zebraniu w przedszkolu, na którym okazało się, że nasze dziecko dostało „czarny medal” za złe zachowanie. Kryzys pojawia się też, kiedy konfrontujemy wspaniałe wyobrażenia wygenerowane przez nasz umysł z rzeczywistością. Przykładowo możemy sobie stworzyć wizję nas samych jako istot, które z niewyjaśnionych powodów powinny otrzymać od świata coś w naszym mniemaniu absolutnie nadzwyczajnego. W zależności od fantazji może to być wygrana w totka, władza, powszechne uznanie społeczne za doniosłe czyny, uroda, wieczna młodość, zdolność do lewitacji albo przechodzenia przez ściany - używając cytatu z filmu „Dziewczyny do wzięcia” - „jest wiele możliwości”:-) I tu pojawiają się realia. Okazuje się, że zamiast np. pisać sztuki teatralne trzeba „zawijać w te sreberka” niczym świstak z reklamy. Poczucie niezadowolenia jest tak duże, że trudno zauważyć, że sreberka w rzeczy samej są całkiem w porządku, a "zawijanie" jak "zawijanie" - nie dość, że nie jest takie złe, to jeszcze przynosi komuś pożytek. Trudno też zauważyć, że "zawijanie" nie musi trwać wiecznie. Pogrążając się w nędznym nastroju trudno również zauważyć tysiące pozytywnych rzeczy, szans i okazji, które towarzyszą „zawijaniu w sreberka”. Co gorsza - na dalszym etapie rozwoju kryzysu przestajemy zauważać, jak wiele tak naprawdę mamy i jak dużo codziennie otrzymujemy - jednym słowem człowiek kisi się sam z sobą i widzi wszystko czarno. Nie wiadomo mi o jakimś uniwersalnym panaceum na kryzys, ale na pewno warto spróbować się wyciszyć i zrelaksować. Brzmi banalnie, ale jest skuteczne. Naprawdę warto się wyluzować, dać sobie na chwilę spokój, przestać się obarczać barwnymi zarzutami, spróbować poskromić swoje wizjonerstwo i odnaleźć przekonanie, że z wielu powodów nasze położenie (niezależnie czy dobre czy złe) jest na obecną chwilę odpowiednie dla nas. Że jest takie jake ma być. Że (niestety albo na szczęście) nie będzie takie zawsze, ale że jednak zawsze można robić coś pozytywnego. I że wprawdzie ”droga jest do nikąd”, ale „czas jest po naszej stronie". Z ciepłymi pozdrowieniami, dla wszystkich, którym wydaje się, że z ich drabiną jest coś nie tak:-)

4 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że poczucie kryzysu i niespełnienia pogłębia się, gdy jesteśmy przekonani, że inni mają lepiej. że im się udało. Tymczasem przy bliższym poznaniu okazuje się, że większość ludzi ma poczucie wspinania się na niewłaściwą ścianę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgodnie z powiedzeniem, że "trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona". Dobrze jest mieć świadomość działania tego dosyć absurdalnego mechanizmu, który często powoduje poważne szkody. Pozdrowienia:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. W odpowiedzi na Takling Heads:
    http://www.youtube.com/watch?v=-X0aGQg_NZ4

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znałam tego - przesłanie właściwie to samo:-) Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.