niedziela, 26 września 2010

Zdarzenie niebywałe

Od przyszłego miesiąca zaczynam prowadzić zajęcia jogi. Zdarzenie dla mnie niebywałe - bez dwóch zdań. Cieszę się i jednocześnie czuję wielką odpowiedzialność. Oby udało mi się być godnym i dobrym nauczycielem tej wspaniałej sztuki. Oby moje działania przyczyniły się do polepszenia samopoczucia i "świato-poczucia" innych. Oby nie dosięgnął mnie nauczycielski narcyzm. Oby joga miękko i pozytywnie kołysała uczestników moich zajęć. Oby:-)

czwartek, 5 sierpnia 2010

"O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu", H. Murakami

"Jestem osobą, która musi doświadczyć czegoś fizycznie, w zasadzie musi czegoś dotknąć, zanim wyrobi sobie o czymś jakiekolwiek zdanie (...) Jestem typem zmysłowca, a nie intelektualisty (...) Nie jestem osobą posługującą się czystą teorią czy logiką, nie jestem osobą, dla której źrodłem energii jest intelektualna spekulacja. Wskazówka mojego poznawczego potencjometru strzela w górę dopiero wtedy, gdy poczuję prawdziwy fizyczny ciężar, a moje mięśnie stękną (a czasem zawyją) - wówczas jestem w stanie coś pojąć. Nie trzeba dodawać, że zajmuje to dużo czasu i wymaga wiele wysiłku - to przechodzenie przez każdy etap krok po kroku i wyciąganie wniosków. Czasem trwa to zbyt długo i zanim wyrobię sobie jakieś zdanie, bywa za późno. Ale co mam zrobić? Taki jestem. Biegnąc, staram się myśleć o rzece. I chmurach. Ale w zasadzie nie myślę o niczym. Jedyne, co robię, to biegnę przez własną przytulną, skrojoną na moją miarę pustkę, własną nostalgiczną ciszę. I to jest czymś cudownym. Bez względu na to, co mówią inni".













Książka o pasji, dyscyplinie, przekraczaniu swoich granic, radości życia, niechęci do rywalizacji oraz o tym, że największym walorem każdej osoby jest to, że jest dokładnie taka, jaka jest.

Haruki Murakami, "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu", Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, 2010

niedziela, 1 sierpnia 2010

Asztanga Joga

Już sierpień. Praca zawodowa w korporacji finansowej jest podstępnym kieszonkowcem czasu - wykrada minuty niepostrzeżenie i nagle okazuje się, że minął cały miesiąc. W skrytości zazdroszczę ludziom, którzy z zadowoleniem i chęcią chodzą do swojej pracy. Wprawdzie minęły mi już fazy buntu i naporu. Stany te zamieniły się w bardziej zrównoważone oczekiwanie na jakiś znak mogący choć w części pomóc zrozumieć, o co chodzi w tym, że człowiek ostatecznie ląduje na sporym fragmencie tarczy zegarowej, wyznaczonym przez osiem lub więcej godzin. I pręży się i wysila, choć najchętniej by wyszedł. Ot - jedno z wielu istotnych zadań do przeanalizowania. W końcu, czy ktoś obiecywał, że będzie łatwo?:-)

Wracając jednak do szczęśliwców, którzy robią w pracy to co lubią, chciałabym polecić Wszystkim polskojęzyczną wersję strony Ronalda Steinera dotyczącą asztangi jogi. Dr Steiner (lekarz i jogin, który bez wątpienia zajmuje się z wielką pasją swoją pracą zawodową:-)) stworzył niebywałą skarbnicę wiedzy na temat odmiany jogi określanej w języku polskim jako "dynamiczna". Jego strona zawiera rzetelne i usystematyzowane wiadomości na temat historii, filozofii i praktyki asztangi. Strona funkcjonuje w kilku wersjach językowych, w tym także w języku polskim. Jako współtwórczyni polskiego tłumaczenia polecam http://pl.ashtangayoga.info/

niedziela, 6 czerwca 2010

"Jedz, módl się, kochaj", E. Gilbert

Idąc tropem wskazanym przez mego nieustannie drogiego Koleżkę Małego czytam książkę z serii przebojowych i odczuwam sporą przyjemność. Słońce podgląda wers za wersem. Żywię intencję, by pozostało jak najdłużej i pomogło mieszkańcom zalanych terenów w jak najszybszym dojściu do siebie. Czytam o neapolitańskim cieście do pizzy oraz lodach pistacjowych i równocześnie myślę o wszystkich informacjach, które dosłownie zdruzgotały mnie w ostatnim tygodniu. Trafiam na fragment, który mówi, że lepiej mieć nie do końca doskonałe życie, ale za to zgodne z samym sobą niż doskonałe życie będące kopią cudzego lub też będące odpowiedzią na cudze oczekiwania. Naprawdę przepełnia mnie wdzięczność za wszelkie niedoskonałości mojego życia, które zapewniają mi spokojny sen, brak frustracji, tabletek na uspokojenie i innych smutnych atrakcji. Niedoskonałości MOJEGO życia jawią mi się jak błogosławieństwo.

A wracając do przebojowej książki:
"Dlaczego uprawiamy jogę? Czy po to, żebyśmy stali się trochę bardziej giętcy od naszych sąsiadów? Czy może dla jakiegoś wyższego celu? Sanskryckie słowo joga może być rozumiane jako jedność; wywodzi się ono od rdzenia judź, znaczącego między innymi zaprzęgać, wiązać, nakładać jarzmo, krótko mówiąc podejmować zadanie z dyscypliną wołu. W jodze zadaniem jest znalezienie jedności... umysłu z ciałem, człowieka z jego Bogiem, myśli z ich źródłem, nauczyciela z uczniem, a także jedności z naszymi czasem niezbyt giętkimi sąsiadami (...) Joga to wysiłek podjęty w celu osobistego doświadczenia własnej boskości"

Oddaję pokłon dyscyplinie wołu, która (chyba nie tylko w przypadku jogi) pomaga zorientować się, które życie to NASZE życie, a które to tylko kopia czegoś mniej lub bardziej nierealnego i która pomaga w odnalezieniu tych wszystkich elementów wspólnych z sąsiadami, szefami, kierowcami autobusów i innymi stworzeniami :-) Przesyłam uszanowania Koledze Małemu i polecam książkę Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się, kochaj".


Elizabeth Gilbert, "Jedz, módl się, kochaj", Rebis, 2007.

niedziela, 16 maja 2010

"Anatomia hatha jogi" H. Davida Coultera

"Każdego roku mówię moim studentom w trakcie pierwszego wykładu, że przynajmniej połowa z tego, czego ich nauczę, w końcu i tak okaże się nieprawdą. Problem polega na tym, że nie wiem, która połowa. Przyszłość to twardy przełożony. Pomimo to instynkt stadny często przykuwa uwagę uczonych. Jak lemingi jesteśmy skłonni skoczyć z klifu, jeśli tylko wystarczająco wielu z nas podąża w jego kierunku". Michael Gershon, "The Second Brain"

Powyższy cytat został umieszczony na wstępie pierwszego rozdziału jednego z najbardziej znaczących opracowań dotyczących jogi, tj. "Anatomii hatha jogi" autorstwa H. Davida Coultera. To cytat – przestroga dla tych, którzy mają skłonność do głoszenia jedynie słusznych tez oraz dla tych, którzy bezkrytycznie dają się porwać magnetycznej mocy autorytetów. Z drugiej jednak strony cytat ten odgrywa dosyć przewrotną rolę szczególnie w kontekście praktyki jogi, której podstawowa forma nie zmienia się od wieków. Jeśli zatem od wieków asany w różnych odmianach jogi są wykonywane w ten sam sposób, to jest to dowód per se na to, że jakkolwiek wnioski wypływające z zachodnich i wschodnich badań na temat jogi mogą ulegać rożnym przekształceniom, to sam system ćwiczeń raczej już się nie zmieni i nie straszny mu żaden z "twardych przełożonych". W tym tkwi chyba największa moc jogi, od wieków w większym czy mniejszym stopniu przyczyniającej się do poprawy szeroko pojętej kondycji człowieka.

Książka godna polecenia ze względu na wyczerpujące, rzetelne opisy asan i ich oddziaływania na organizm ludzki, szczegółowe ilustracje układu mięśniowo-szkieletowego oraz przede wszystkim ze względu na jej naukowy kontekst (autor jest profesorem anatomii).

H. David Coulter "Nowy system hatha jogi dla ludzi zachodu. Anatomia hatha jogi. Podręcznik dla uczniów, nauczycieli i praktykujących", IBR Focus Sp. z o.o., Warszawa 2008.

piątek, 30 kwietnia 2010

"Kto to jest?"

Wczoraj na Wydziale Nauk Społecznych UŚ w Katowicach odbyło się spotkanie z Wojciechem Eichelbergerem. Temat przewodni brzmiał: "Duchowość jest bezwyznaniowa". Nie do końca mogę stwierdzić, czego spodziewałam się po wykładzie, ale zważywszy na motyw przewodni mentalnie przygotowałam się na intelektualne spory o Boga osobowego i nieosobowego, srogiego i miłującego, tego samego we wszystkich religiach oraz absolutnie innego w każdej. Tymczasem ku mojej niezmiernej przyjemności Pan Wojciech nie debatował, nie spierał się, ba – nawet za bardzo nie wykładał jak na wykład przystało. Rysując na białej tablicy kwiatki, domek, samochodzik, ludzika i inne obiekty życia codziennego płynnie przeszedł od roli prowadzącego do roli prowadzonego - a prowadziły go pytania audytorium: "kim jestem?"; "kto jest tym, który pyta, kim jestem?"; "jak obdarzać innych bezinteresowną miłością?"; "skąd we mnie tyle lęku?"; "co muszę robić, żeby moje życie miało sens?"; "skąd się wziąłem?". Odpowiedzi wyłaniały się z luźnych historyjek. O kostce lodu, która płynąc z nurtem rzeki, pyta kim jest. O różnicy pomiędzy kochaniem bliźniego swego JAK siebie samego, a kochaniem bliźniego swego JAKO siebie samego. O tym, czy butelka wody jest w środku czy na zewnątrz i o wielu innych rzeczach :-) Czy i gdzie jeszcze szukać odpowiedzi na ważne pytania? Myślę, że można je znaleźć wykonując następujące zadanie zaproponowane przez bohatera spotkania: przyjrzyj się bliskiej Ci istocie (matce, ojcu, żonie, dziecku, przyjacielowi, kotu) i zapytaj sam siebie: "KTO TO JEST?". Za żadne skarby nie daj się zbyć automatycznej odpowiedzi: "To moja matka (ojciec, żona, dziecko, przyjaciel, kot)". Pytaj dalej: "KTO TO JEST?" - tak długo aż ustąpią standardowe odpowiedzi ograniczające się do nazwy, określenia, imienia. Tak długo aż pojawi się niezwykłe zadziwienie, ciekawość i zachwyt nad tym, KIM ON/ONA/ONO JEST:-)

środa, 21 kwietnia 2010

Stanie na głowie a "efekt motyla"

Meteorolog Edward N. Lorenz mawiał, że nawet machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii może wywołać tornado w Teksasie. Teoria „efektu motyla” nadaje pozornie błahym zdarzeniom nowe znaczenie i rzuca światło na wszytko to, od czego zależymy oraz na to, co jest zależne od nas. Jaki wpływ i na co będzie miała posadzona w ogródku sałata; zużyta w nadmiarze woda; „5 złotych na leki”, oddane starszej pani, która od lat naciąga przechodniów na ul. Korfantego w Katowicach; zbesztanie telemarketera oferującego darmowe smsy do trzech wybranych osób; gotowanie warzyw na parze w celu zachowania ich wartości multiwitaminowych; spacer z psem po Puszczy Kampinoskiej popołudniową porą itd. Nigdy nie wiadomo, co okaże się kolejnym „pyłem wulkanicznym znad Islandii” i kiedy właściwie zatrzyma się czas, którego ponoć można nie mieć albo mieć, albo z którym można się ścigać i robić inne abstrakcyjne rzeczy – ostatecznie okazujące się bańką mydlaną.


Przemycony TU utwór (ehm - jeśli pojawią się na początku reklama holenderska, to jedynie znak, że zaraz nastąpi sedno sprawy:-)) to właśnie opowieść o pudełku baniek mydlanych z prezentacją pozycji odwróconej w tle. Sirsasana zwana potocznie staniem na głowie niezwykle pozytywnie wpływa na układ mięśniowo-szkieletowy, krążenia, oddechowy, nerwowy i hormonalny. BKS Iyengar nazywa ją nawet królową wszystkich asan. Na co jeszcze wpływa sirsasana? I czy przykładowo wulkany praktykują asany?:-)

niedziela, 4 kwietnia 2010

Powitanie słońca

Kiedyś pewien starszy Pan, u którego miałam zaszczyt uczyć się języka niemieckiego powiedział, że nie boi się epidemii i terrorystów, ale boi się, że pewnego dnia słońce nie wzejdzie. Mój niemiecki był chyba wtedy jeszcze zbyt ubogi, żeby zapytać, co tak naprawdę przez to rozumie. Chociaż dziś cieszę się, że to stwierdzenie pozostało bez wyjaśnienia i komentarza. Jak widać często nie bez powodu brak nam w danym momencie określonej umiejętności, rzeczy itp. :-)

Powitanie słońca (Suyra Namaskara) to podstawowa sekwencja asan we wszystkich odmianach jogi. Podstawowa, bo zwykle zaczyna się od niej praktykę; bo odwołuje się do słońca, bez którego trudno wyobrazić sobie cokolwiek; bo - przynajmniej w moim postrzeganiu - symbolizuje nieunikniony cykl zmiany. Powstawanie i opadanie oraz spory wysiłek związany z wykonaniem poniższego układu składają się na ciągle nową jakość, która niespodziewanie okazuje się kompletna i dobra.


Wszystkiego dobrego z okazji Wielkanocy. Dostrzegania tej sensownej całości, na którą składają się zdarzenia na pierwszy rzut oka pozbawione sensu:-) Siły do odradzania się i wyrozumiałości wobec wszelkich "braków". I muzyczka.

wtorek, 23 marca 2010

Pozdrowienia dla Nataszy:-)

"Poszukiwanie prawdy nie oznacza dla mnie próby lepszego zrozumienia, co znajduje się tam dalej, lecz próbę stania się bardziej świadomym" Sebastian Moore, "Let This Mind Be in You".




Skala pentatoniczna raczej nie przybliża nas do próby lepszego zrozumienia tego, "co znajduje się tam dalej". Czy nie jest jednak zadziwiające, że jak zauważa Bobby McFerrin, niezależnie od tego, gdzie się ją demonstruje, każda publiczność - zawsze i wszędzie w mig pojmuje jej zasady? Dla mnie to jedno z wielu poruszających zjawisk, które w pewnym sensie wpływają na świadomość. Jakby Ktoś z góry zawadiacko puszczał oko do wszystkich, którzy spędzają czas na tym, by zrozumieć lepiej:-)

Bobby McFerrin będzie na koncercie w Zabrzu 29 kwietnia 2010. Więcej informacji można znaleźć tutaj.

poniedziałek, 15 marca 2010

Pozycja Delfina

Według najnowszych badań neuroanatomicznych występuje duże podobieństwo pomiędzy sposobem pofałdowania kory mózgowej u człowieka i u delfina, co jest dowodem niezwykłej inteligencji tego pięknego zwierzęcia. Od dawna wiadomo było, że delfiny porozumiewają się za pomocą dźwięków, rozwijają między sobą skomplikowane relacje i potrafią przekazywać sobie nowo nabyte umiejętności. Dla mnie najbardziej zadziwiający jest jednak fakt, że potrafią one rozpoznać swoje odbicie w lustrze i wykorzystać je do oglądania różnych części swojego ciała. Patrząc na umieszczony poniżej film można zadawać sobie nieskończoną ilość pytań. 

 

Czy świadomość człowieka jest podobna do świadomości delfina? Czy może to jedna i ta sama świadomość? I parafrazując wypowiedź Toni Packer, jak to jest, kiedy słowa obracają się w ciszę? Kiedy nie ma wiedzy o tym, co się wydarza? Kidy nie ma słuchacza, a mimo to jest słuchanie w całkowitej ciszy? 

Pozostając z wieloma pytaniami i bardzo niewieloma odpowiedziami, polecam asanę zwaną Delfinem. Asana ta jest przygotowaniem do stania na głowie. Dobroczynnie oddziałuje na barki, ramiona i tylną część nóg. Pomaga zregenerować umysł po ciężkim dniu. Dla mnie jest też niewerbalnym pozdrowieniem wysłanym w kierunku zadziwiającego stworzenia, jakim jest Delfin.


niedziela, 7 marca 2010

"Kobieta bez winy i wstydu", W. Eichelberger

"Nie wiem, co się zdarzyło pod rajskim drzewem. Jeśli myślicie, że wam powiem, jak to było na pewno, zapewniam, że tak nie będzie. Ponieważ jednak czuję się upokorzony wieloletnim obcowaniem z równie powszechną, co prymitywną interpretacją rajskiego mitu, chciałbym podzielić się z wami moimi wątpliwościami, a także zaprosić was do reinterpretacji przekazu o rajskim drzewie..."

To książka wydana dawno temu i przeczytana dawno temu. Warta powrotów. Osobiście wracam, kiedy targa mną tęsknota za kooperacją zamiast rywalizacji, za syntezą zamiast analizy, za partnerstwem zamiast dominacji, za jednością zamiast oddzielenia,  za intuicją zamiast intelektualizowania oraz za wieloma innymi "za". Autor dedykował ją "Świętej Ladacznicy". Z okazji 8 marca dołączam się do dedykacji i polecam Paniom i Panom :-)


Wojciech Eichelberger, "Kobieta bez winy i wstydu", Wydawnictwo Do, 1997.

środa, 3 marca 2010

Plumpy Nut

W moich rękach znalazła się dzisiaj przesyłka z UNICEFU zawierająca pustą saszetkę o wymiarach ok. 10cm na 8cm z napisem "Plumpy Nut". Kilka zdań z dołączonego do niej listu sprawiło, że w jednej chwili saszetka nabrała w moich oczach mocy magicznej, żeby nie powiedzieć wszechmocy:

"Dołączona do listu saszetka jest pusta, ale wypełniona odżywczą pastą z orzeszków ziemnych ratuje życie dzieci (...) Plumpy Nut jest niezwykle skuteczne - wystarczają trzy saszetki dziennie, aby w ciągu tygodnia dziecko przybrało na wadze 1 kilogram. W trzy tygodnie powracają siły i uśmiech nawet skrajnie niedożywionym dzieciom (...)1 saszetka to 1 złotówka".


Zastygłam więc z bohaterską saszetką, przeliczając że telewizor ledowy to ok. 3000 Plumpy Nutów, puder do twarzy to jakieś 150, a taki dajmy na to telefon z GPSem to jakieś 700 Plumpy Nutów - można tak przeliczać aż do końca, na którym widnieje napis "I co z tego?". Potem myślę o kontekstach społeczno-politycznych, które doprowadziły do tego, że ktoś potrzebuje Plumpy Nutów. Ostatecznie jednak moje myśli zawisają w próżni (...). Orzeszki ziemne mają dziś urodę lilii wodnych.

środa, 24 lutego 2010

Po-zimowo.

Śnieg topniejący w mieście nieuchronnie pokazuje, co zima zrobiła z miastem i człowiekiem. Bezlitosna ilość tego, co koty zakopują, a właściciele psów nie zawsze mają w zwyczaju sprzątać; nerwowo porzucone niedopałki papierosów i dziury wygryzione przez mróz w chodnikach, ulicach i samopoczuciu. Czekam aż zazieleni się.

Tymczasem zamieszczam metaforyczną animację o tym, jak niezdrowe ambicje i inne przykre emocje mogą dosłownie spalić człowieka – nie tylko w jodze:-)

sobota, 20 lutego 2010

„Odwaga poddania się. Osiem sprzeczności na ścieżce duchowej”, Tommy Hellsten

Paradoksy są nieodzowną częścią wszystkich dziedzin, w których człowiek wykazuje aktywność. Niektóre z nich są naprawdę frapujące jak filozoficzny „paradoks kłamcy” – kiedy to kłamca twierdzi, iż wszystko co powiedział uprzednio było kłamstwem i tym samym stawia słuchaczy pod przysłowiową ścianą – bo skąd pewność, że stwierdzenie to również nie jest kłamstwem? Istnieją tez paradoksy całkowicie absurdalne jak znany w ekonomii paradoks Veblena, zgodnie z którym popyt na dobra luksusowe rośnie proporcjonalnie do wzrostu ich ceny. Rola paradoksów naukowych jest nie do przecenienia, bo wskazują one na nowe rozwiązania i nadają kres rutynie. Paradoksy, o których pisze Tommy Hellsten mają jednak trochę inną naturę, ponieważ nie tylko przełamują stereotypowe zachowanie człowieka, ale obnażają bezsilność intelektu wobec wielkich tajemnic życia takich jak miłość, cierpienie, tożsamość:

„Głębokie prawdy i mądrości życiowe są często paradoksalne. Wydają się irracjonalne i wewnętrznie sprzeczne, jakby życie objawiało się w postaci tajemnicy, nierespektującej praw racjonalnej myśli i logiki. Życie często manifestuje się jako władca absolutny, który nie poddaje się żadnej kontroli – nawet kontroli ludzkiego intelektu, który tak uparcie czcimy jako najcudowniejsze dzieło stworzenia”.

Osiem tytułowych sprzeczności na ścieżce duchowej to podsumowanie kryzysu, przez który przeszedł pewien człowiek. Sprzeczności te nie pretendują do statusu dobrej rady, bo jak pisze autor nie jest ważne, by przeczytać jego książkę – ważne jest, by książka przeczytała czytelnika.

1. Wyprawa zaczyna się, gdy stajesz.
2. Prawdziwą siłę, można znaleźć tylko w słabości.
3. Jeśli szukasz bezpieczeństwa, musisz żyć śmiało.
4. Czego się wyrzekasz, będzie ci dane.
5. Im mniej robisz, tym więcej zostaje zrobione.
6. Tylko sami możemy być razem.
7. Tylko razem możemy być sami.
8. Jeśli szukasz wieczności, żyj tu i teraz.

Polecam :-)


Tommy Hellsten, „Odwaga poddania się. Osiem sprzeczności na ścieżce duchowej”, Wydawnictwo JK, 2008.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Tamas, rajas, sattva

Według systemu filozoficznego jogi klasycznej naturę charakteryzują trzy jakości:

- tamas – ociężałość, brak energii, gnuśność
- rajas – nadmierne pobudzenie, przesadna aktywność prowadząca wręcz do napięcia i przeciążenia
- sattva – spokój, zrównoważenie, balans, prawda

Jakości te odnoszą się do wszystkich elementów natury, a więc także do człowieka i jego zachowań. A zatem osoby, których zachowanie zdominowane jest przez cechy sattvy dążą do rozwoju oraz do tego, aby ich życie było harmonijne, zdrowe i dobre. Są stabilne emocjonalnie, współczujące i wyrozumiałe. Potrafią rozsądnie dokonywać wyborów pomiędzy tym, co jest dla nich korzystne a tym, co niszczące.

Zachowanie, w którym przeważa rajas jest typowe dla ludzi skupionych na sobie i dążących do osiągnięcia perfekcji we wszystkim, co robią. Chęć zdobycia dobrobytu, władzy, prestiżu itp. okupują często pracą ponad siły, zapominając o swoim zdrowiu, samopoczuciu czy relacjach z bliskimi. W efekcie zazwyczaj nie mają nawet czasu na cieszenie się owocami swojej pracy, a ich skumulowane napięcia znajdują ujście w zniecierpliwieniu, braku zrozumienia wobec innych, złości, dumie, arogancji i nonszalanckiej postawie.

Przewaga cech tamas charakteryzuje ludzi, którzy słabo potrafią rozeznać, co jest dla nich dobre a co złe. Nie dbają o swoje zdrowie i rozwój. Są apatyczni, bezradni, ospali. Odżywiają się bezwartościowymi produktami, często prowadzą destrukcyjny styl życia. Trudno im podjąć jakikolwiek wysiłek, który przyczyniłby się do poprawy ich sytuacji. Są też tak bardzo skoncentrowani na sobie, że często nie dostrzegają, że ich postawa ma krzywdzący wpływ na innych.

Kiedy umysł swoim nieładnym zwyczajem podpowiada, że „mi się nie chce”, „nie warto” lub „i tak nic z tego nie wyjdzie”, nie dajmy mu się zwieść. Zawsze warto. Warto teraz, by było warto później :-). Zrównoważony wysiłek  w jakiejkolwiek dziedzinie – czy jest to budowanie asany, nauka języka czy ćwiczenie się w cierpliwości wobec dziecka zawsze zasługuje na miano „WARTO”.

sobota, 13 lutego 2010

Pick me up, love!

"Z powodu miłości nasze zmagania tracą swą moc - żaden wysiłek czy dokonanie nie zaskarbią nam dobrego życia. Możemy znaleźć dobre życie, tylko jeśli zatrzymamy się i przyznamy do swojej słabości i kruchości. Wzrost nie polega na stawaniu się lepszym, lecz na stawaniu się bardziej człowieczym, bardziej otwartym i chłonnym na miłość (...) By znaleźć dobre życie, nie musimy stawać się religijni, moralistyczni czy bez zmazy albo w dowolny inny sposób postępować wbrew swej najgłębszej naturze. Mamy być jedynie otwarci na realność faktu, iż jesteśmy kochani". Tommy Hellsten

Tak mniej więcej wyglądają moje najlepsze życzenia dla wszystkich z okazji Walentynek. Mimo, że różowy nie jest moim ulubionym kolorem, to każda okazja jest dobra na życzenie dobrych rzeczy :-) Kiedyś niejaka Pani Jadwiga przysłała mi piosenkę z obrazkiem, na którym pewien człowiek postanowił wykorzystać codzienną szansę, jaką daje miłość. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam przesłanie - w każdym bądź razie obrazek poruszył mnie bardziej niż wszelkie ody do miłości i chyba pasuje do słów zacytowanych powyżej. A obrazek znajduje się tu :-)

czwartek, 4 lutego 2010

"Kolosy na glinianych nogach. Studium guru" Anthonyego Storra

Woody Allen w „Nowojorskich opowieściach” mówi do swojej ekscentrycznej znajomej zajmującej się wróżbiarstwem, że gdyby wyjechała do Kalifornii, to z takimi kompetencjami miałaby już swój kościół i dom z basenem. Jakkolwiek poszukiwanie sensu życia nie jest domeną tylko naszych czasów, tak tylko w naszych czasach życie nabiera takiego tempa i obrotu, że nie zdumiewa nas już informacja, że zupa w proszku wzmocni więzi rodzinne, kupno słodkich mordoklejek uczyni kobietę spełnioną społecznie, a szampon przeciwłupieżowy zagwarantuje nam sukces wielowymiarowy. Trudno zaprzeczyć, że czasem wieje pustką i to taką, która niewiele ma wspólnego z absolutem. Nasze czasy są więc bardzo podatnym gruntem dla wszelkich guru – także tych negatywnych.

Książka Anthonego Storra to próba dokonania analizy psychologicznej guru, odnalezienia cech wspólnych dotyczących ich zachowania i metodologii działania. Historie słynnych guru obejmują w pierwszej kolejności postacie wybitnie destrukcyjne takie jak David Koresh i Jim Jones, którzy doprowadzili swoich wyznawców do zbiorowego samobójstwa. Następnie Storr prezentuje niegroźnych lecz kontrowersyjnych guru, którymi nota bene do dziś zafascynowany jest świat zachodni, takich jak Gieorgij Gurdżijew i Bhagwan Śri Radżnisz (znany jako Osho). W kolejnej części swojego opracowania autor przechodzi do charakterystyki postaci, których działalność miała doniosły i wciąż aktualny wpływ na kulturę Zachodu. Są wśród nich Rudolf Steiner, Carl G. Jung, Zygmunt Freud, Ignacy Loyola i Jezus Chrystus. Książka jest godna polecenia nie tylko ze względu na interesujące fakty biograficzne, ciekawe spostrzeżenia oraz frapujące wnioski, ale przede wszystkim ze względu na dwa przesłania, jakie ze sobą niesie:

1. „(...) pragnąłbym na samym początku zaznaczyć, iż istnieją niezwykle moralne jednostki, których prawość szlachetność i dobroć są poza zasięgiem większości z nas. Tacy ludzie w odróżnieniu od guru, oddziałują zazwyczaj na innych poprzez przykład, jaki dają w życiu codziennym, nie zaś poprzez sterowanie tłumem (...), gromadzenie wokół siebie pełnych uwielbienia uczniów czy twierdzenie, że posiedli wiedzę tajemną niedostępną profanom bez pomocy mistrza duchowego (...) Oni nie głoszą, oni działają”.

2. „Guru należą do innej kategorii. Nie twierdzę, że wszyscy oni są kolosami na glinianych nogach. Wielu z nich w ogóle nie zasługiwało na cześć, jaką ich otaczano: fałszywi prorocy, szaleńcy, szalbierze i psychopatyczni oszuści, którzy wykorzystywali swoich uczniów emocjonalnie, finansowo i seksualnie. W świetle naszej wiedzy historycznej może się nam wydawać, że z łatwością odróżniamy świętego od szaleńca czy oszusta, często jednak sprawia to trudność osobom zagubionym, które poszukują guru, by nadał sens ich życiu. Dzieje się tak po części dlatego, że ich nagląca potrzeba czyni ich ślepymi na prawdziwą naturę guru (...). Dzieje się tak również dlatego, że dobrzy i źli prorocy, choć różnią się pod względem inteligencji i cech osobowościowych, mają wiele cech wspólnych”.

Anthony Storr rozpoczyna swoją książkę nawiązaniem do sanskryckiego słowa guru, które oprócz „ważny” i „czcigodny”oznacza też po prostu „ciężki”. Podążając ścieżką samorozwoju, zwracajmy uwagę na to, czy aby przypadkiem nasz nauczyciel niepostrzeżenie nie staje się coraz „cięższy”. Zważywszy na masę ciała nauczycieli jogi owo stawanie się coraz cięższym może być bardzo trudne do zauważenia :-)


Anthony Storr, "Kolosy na gliniancych nogach. Studium guru", WAB, Warszawa 2009

czwartek, 28 stycznia 2010

Samokontrola a "pożar z perspektywami"

W książce „Joga światłem życia” Iyengar stwierdza, że często ludzie tak bardzo obawiają się zmian, że wręcz nie pozwalają życiu „zdarzać się”. Strach przed przyszłością, niepewność, czy będziemy w stanie sprostać wymaganiom życia oraz lęk przed utratą sprawiają, że chętnie tkwimy w utartych schematach nawet jeśli te nie są dla nas zbyt korzystne. Życie jednak faluje pomiędzy znanym i nieznanym, porusza się i ewoluuje. Jogicznym sposobem na jego zmienność jest umiejętność przystosowania się i budowanie siły poprzez samokontrolę.

Dlatego asany jogi stawiają nas w zupełnie innym położeniu. I tak np. pozycje odwrócone wywracają do góry nogami nie tylko ciało, ale i sposób postrzegania oraz odczuwania siebie samego, swoich możliwości i potrzeb. Pojawiający się dzięki asanie nowy punkt widzenia wybija z codziennej rutyny i oswaja zmianę. Nagle okazuje się, że ręce mogą pełnić rolę stóp, a wyciągające się do góry stopy rolę jeszcze nieokreśloną. Wnikliwa obserwacja nowo pojawiających się okoliczności oraz rozwijająca się samokontrola redukuje niepewność związaną z tym, co nieznane. Jeśli można bowiem nauczyć się kontrolować ciało w tak nietypowej pozycji jak stanie na głowie, to można przecież również nauczyć się kontrolować emocje w tak typowej sytuacji jak np. trudny dzień w pracy.


Samokontrola to zbawienne narzędzie przydające się w wielu sytuacjach – to jak „piosenka dobra na wszystko” śpiewana przez Starszych Panów. Sprawia, że nawet „pożar z perspektywami” nie jest tak groźny jak mogłoby się wydawać :-)

piątek, 22 stycznia 2010

B.K.S. Iyengar o samochodzie w zimowy poranek

„Przypuśćmy, że twój samochód nie daje się uruchomić w zimny poranek. Nie stać cię na lepszy samochód, ale wiesz, że jeśli w zimną noc zadasz sobie trud i rozłożysz na masce plandekę, samochód będzie rano doskonale funkcjonował. Innymi słowy twoje auto ma słabość, jakiś defekt, lecz jeśli zastanowisz się nad tym i postarasz temu zaradzić, nie będzie sprawiało problemu. Taką właśnie postawę powinniśmy mieć wobec sześciu zakłóceń sfery emocji (żądzy, pychy, obsesji, gniewu, nienawiści i chciwości). Zgodnie ze współczesnym powiedzeniem, powinniśmy żyć rozwiązaniem, a nie problemem”. B.K.S.Iyengar, „Joga światłem życia”
Tak zwane „banalne prawdy” ostatecznie okazują się być dobre na wszystko. Na oblodzony chodnik, na przerwę w dostawie prądu, na zimowe smuteczki, na przeziębienie, na „tak już jest i się nie zmieni” oraz na inne „na”. Mróz maluje na szybie list do wiosny. Żyjmy rozwiązaniem, a nie problemem :-)

niedziela, 17 stycznia 2010

Książka Matthew Sanforda "Waking"

Mówi się, że dzięki praktyce jogi niemożliwe staje się możliwe. Następnie możliwe staje się wygodne po to, by ostatecznie to co wygodne stało się piękne i pełne gracji.

Historia Matthew Sanforda opisana w jego autorskiej książce „Waking” („Przebudzenie”) jest niezwykłym i poruszającym dowodem powyższego twierdzenia. Będąc w wieku nastoletnim autor przeżył straszny wypadek samochodowy, w efekcie którego zginęła część jego rodziny, a on sam stał się osobą sparaliżowaną, z nikłymi szansami na przeżycie. Dzięki olbrzymiemu wsparciu i zaangażowaniu matki, długotrwałych pobytach w szpitalach oraz desperackiej walce o odrobinę samodzielności Sanford wbrew początkowym oczekiwaniom lekarzy stopniowo odzyskał podstawowe funkcje organizmu (takie jak np. trawienie), przełamał ograniczenia sparaliżowanego ciała i ostatecznie osiągnął stan względnej niezależności.

Już jako dorosły człowiek natrafił na jogę, dzięki której zrozumiał, że fakt, iż ciało jest częściowo sparaliżowane nie oznacza, że nie można go odczuwać. Przez wiele lat lekarze i inne osoby troszczące się o jego zdrowie zwracały uwagę na to, co nie działa prawidłowo w jego organizmie. Joga przewartościowała ten sposób postrzegania, skupiając energię na tym, co możliwe i uwydatniając fakt, że sparaliżowane ciało nie jest przecież martwym balastem.

Eksploracja relacji łączącej ciało i umysł oraz głęboka przemiana w postrzeganiu świata, która nastąpiła wraz z nią jest niesamowicie inspirująca. Metthew Sanford jest obecnie jednym z bardziej znanych nauczycieli jogi w USA, a jego działalność na rzecz szerzenia wiedzy o wzajemnym wpływie ciała i umysłu zatacza coraz szersze kręgi. W jednej z wypowiedzi Sanford stwierdził, że leczenie to sztuka, chociaż dotychczas sądziło się, że to tylko nauka. Myśl ta wkrada się również na strony jego książki, dając czytelnikowi do zrozumienia, że po prostu życie to sztuka, chociaż dotychczas sądziło się, że... No właśnie – że co?


Książka „Waking” pozostawiła mnie z nieco łagodniejszą i przyjaźniejszą wizją świata we mnie i mnie w świecie. Jeszcze bardziej utwierdziła mnie też w przekonaniu, że warto walczyć o to, by niemożliwe stało się nie tylko możliwe i wygodne, ale też piękne. Poza tym nie korzystam już z windy, by wjechać na drugie piętro – odkrycie, że każda sprawnie funkcjonująca część ciała to wielki dar, sprawia, że z radością sięga się po jego potencjał:-)


Matthew Sanford, "Waking", Rodale Books, 2006.

piątek, 1 stycznia 2010

Nowy Rok

We wstępie do „Światła Jogi” Yehudi Menuhin napisał:

"Praktyka jogi przywraca pierwotne poczucie miary i proporcji. Sprowadzeni do własnego ciała, naszego pierwszego instrumentu, uczymy się na nim grać, próbując wydobyć maksymalny rezonans i harmonię. Z niesłabnącą cierpliwością, codziennie oczyszczamy i ożywiamy każdą komórkę ciała, przystępujemy do ataku, aby odblokować i wyzwolić możliwości, które skazaliśmy już na frustrację i śmierć”.

Oby Nowy Rok przyniósł ze sobą zdrowie, spokój i harmonię oraz pomógł uwolnić potencjał do robienia dobrych, pięknych i mądrych rzeczy.