poniedziałek, 28 grudnia 2020

"Szczęśliwszy o 10%", Dan Harris

Na koniec roku 2020 polecam książkę Dana Harrisa pt. “Szczęśliwszy o 10%”. Autor to dziennikarz jednej z czołowych stacji telewizyjnych w USA, inteligentny, ambitny i zadaniowy “młody wilk”. W kluczowym momencie swojej kariery przechodzi na wizji atak paniki, który nie tylko zyskuje “zaszczytne” pierwsze miejsce jeśli chodzi o liczbę odsłon na YouTube (kliknij TUTAJ), ale też staje się punktem zwrotnym w jego życiu. Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego stało się, to co się stało oraz co zrobić, żeby zaradzić podobnym sytuacjom w przyszłości Dan Harris trafia na medytację, do której czuje początkowo szczerą awersję, a która ostatecznie okazuje się niezwykle skutecznym remedium na jego problemy.

Książka jest mądra, zabawna, niezwykle przystępna i moim zdaniem bardzo pożyteczna. Podczas czytania czuje się, że autor jest dziennikarzem, który rzetelnie podszedł do tematu. Czuje się też jednak, że zależy mu na tym, aby napisać o medytacji w sposób, który nie będzie odstraszał i zniechęcał takich sceptyków, jakim był on sam na początku swojej przygody z medytacją.

Nie znajdziemy tu więc kwiecistego i przesłodzonego tonu. Nie znajdziemy obietnic oświecenia i wiecznej szczęśliwości. Nie znajdziemy też skomplikowanych danych naukowych, przez które ciężko się przedrzeć. Znajdziemy natomiast dużo humoru, autoironii, szczerości i odwagi. Znajdziemy odpowiedzi na wiele pytań, które dręczą osoby rozpoczynające przygodę z medytacją. Znajdziemy sporo konkretnych i przydatnych refleksji i wskazówek. Znajdziemy dużo motywacji do tego, żeby zacząć/kontynuować medytację lub do niej wrócić. Znajdziemy też otuchę i zrozumienie, które dają ulgę. Znajdziemy też bardzo realną obietnicę, że medytacja podniesie poziom naszego szczęścia o 10%, co w czasach, kiedy tak trudno mówić o czymkolwiek na 100% wydaje się po prostu bardzo uczciwe.


sobota, 5 grudnia 2020

PRZYTUL NIECHCIEJA!

Istnieje dziewięć kategorii przeciwności utrudniających rozwój jasności umysłu: choroba, zastój umysłowy, wątpliwości, brak zdolności przewidywania, zmęczenie, nadmierna pobłażliwość, złudzenia dotyczące własnego stanu umysłu, brak wytrwałości oraz regresja. Stanowią one przeszkody, gdyż wprowadzają niepokój umysłu i sprzyjają dekoncentracji.
Jogasutry, I.30

KIM JEST NIECHCIEJ?
Niechciej jest towarzyszem wielu przeciwności. Charakteryzuje się tym, że nic mu się nie chce. Nie chce mu się umyć włosów, nie chce mu się iść do pracy, nie chce mu się zrobić treningu, nie chce mu się jogować, nie chce mu się sprzątać i nie chce mu się z nikim rozmawiać. Jedyne czego pragnie, to żebyśmy dzielili z nim ową niechęć .

JAK DZIAŁA NIECHCIEJ?
Niechcieja charakteryzuje to, że kiedy już się pojawi, to nie odstępuje nas o krok. Towarzyszy nam w codziennych czynnościach, okraszając je stosownym komentarzem bądź sugestią. Zazwyczaj uprawia czarnowidztwo i odnajduje liczne dowody na to, że jest źle a będzie jeszcze gorzej. Aktywność Niechcieja wzrasta wprost proporcjonalnie do rozmiaru przeszkody, z jaką  dane jest nam się zmierzyć. Słowem, im większa przeszkoda tym większy Niechciej.

CO RADZI NAM NIECHCIEJ?

Porady Niechcieja sprowadzają się do uświadamiania nam, że przecież to wszystko tak bardzo nie ma sensu, że nie pozostaje nic innego jak podążać za planem A pt.“lepiej dać sobie spokój”, a jeśli plan A z przyczyn technicznych nie wchodzi w grę (bo mamy np. dzieci, prowadzimy firmę, musimy pojawić się w pracy itd.) to do dyspozycji daje nam jeszcze plan B pt. “bądź zdołowany, bądź przybity, bądź ofiarą losu, zapuść się i rób wszystko, jakbyś robił za karę, miej focha i pokaż go sobie i światu”.

KOMU PRZYTRAFIA SIĘ NIECHCIEJ?

Niechciej przydarza się każdemu! Tak, nawet Chuck Norris może mieć Niechcieja! Nawet twój boski trener personalny, który entuzjastycznie trzaska na fb “live” za “livem” może mieć Niechcieja! Twój ulubiony nauczyciel jogi, którego śledzisz na insta również miewa Niechcieja! Trudno w to uwierzyć, bo w mediach społecznościowych wszyscy wyglądają jak wulkany motywacji, inspiracji i dobrego samopoczucia, ale zapewniam, że oni wszyscy nie zawsze budzą się w idealnie ułożonej fryzurze, z doczepionymi rzęsami oraz zwarci i gotowi do działania. Oni też miewają Niechcieja, bo Niechciej nie jest w ogóle wyjątkowy! Niechciej jest niesamowicie pospolity, aczkolwiek często skrzętnie ukrywany.

JAK RADZIĆ SOBIE Z NIECHCIEJEM?

Sposób 1
Niechciej znika automatycznie, kiedy znika przeszkoda. Najważniejszą kwestią jest więc jej rozpracowanie. Czasami sposób uporania się z przeszkodą jest logiczny i prosty, jak ten zgodnie którym, kiedy jest się zmęczonym, należy odpocząć. Często jednak przeszkoda nie jest tak łatwa do usunięcia. Patańdzali radzi, aby wspomóc się wtedy jakimikolwiek narzędziami jogi (JS I.32) i tę radę warto wziąć sobie do serca. Stosując praktyki jogi nie zawsze usuniemy przeszkodę, ale zwykle zmienimy swoje nastawienie do niej na bardziej pozytywne, zrównoważone i pełne mocy. Niechciej ciężko znosi ten proces. Nie lubi dotlenienia i endorfin pojawiających się podczas wysiłku fizycznego. Najbardziej ze wszystkiego nie cierpi jednak dyscypliny oraz skupiania uwagi na “tu i teraz”, więc na bank sam widok rozwiniętej maty może go spłoszyć.

Sposób 2

Drugi sposób, który możemy wdrożyć dosłownie wszędzie i w każdej chwili, to wzięcie Niechcieja za fraki i robienie wszystkiego razem z nim. Wiadomo, że nikt nie lubi być w zespole z kimś takim jak Niechciej, ale często nie ma innej rady. Bierzemy więc Niechcieja i robimy z nim wszystko jak leci, próbując nie dodawać do tych czynności zbędnej dramaturgii. Po prostu robimy co mamy do zrobienia. Myjemy z Niechciejem włosy, ubieramy się z nim, wyprowadzamy z nim psa na spacer, idziemy z nim do pracy, kończymy projekt, wykonujemy telefon, odpisujemy na maile, sprzątamy, gotujemy itd. Chodzi o to, żeby uzmysłowić sobie, że nie zawsze musimy mieć wenę, chęci i szczytową formę, żeby zrobić coś sensownego i pożytecznego. Nie musimy też wszystkiego zawsze zrobić na 100% - to byłoby nawet dziwne i grożące rychłym wypaleniem. O ile więc naszą przeszkodą nie jest choroba lub przemęczenie, to działamy razem z Niechciejem i tyle. Możemy pojogować 10 min zamiast półtorej godziny. Możemy przebiec 1 km zamiast 10 km. Możemy w pracy skupiać się na tym, żeby robić jedną rzecz za drugą zamiast robienia wszystkiego naraz. W pewnym momencie Niechciej będzie tak znudzony, że odpuści. Jest to bardziej niż prawdopodobne, więc zawsze warto spróbować.

Sposób 3

Trzeci sposób może wyglądać niedorzecznie, ale zapewniam, że jest bardzo skuteczny. Polega on na mentalnym przytuleniu Niechcieja i okazaniu mu sympatii. Na wyznaniu Niechciejowi że rozumiemy, iż przeciwności, które nas spotkają zwyczajnie nie dają mu spać i zmuszają go do podjęcia “niechciejowej” akcji “ratunkowej”. Na powiedzeniu mu, że rozumiemy jego intencje i wiemy, że najzwyczajniej w świecie chce nas powstrzymać przed jakimkolwiek działaniem po to, żeby chronić nas przed kolejnymi przykrościami, błędami i niefortunnymi splotami wydarzeń. Na podziękowaniu mu za to i wyznaniu, że mimo wszystko nie skorzystamy z jego ochrony, ale bardzo ją szanujemy. Sposób nr 3 jest trudny, ale w wielu przypadkach niezwykle skuteczny. Niechciej tak jak większość istot lubi być przytulany i zwykle wtedy daje nam spokój. A zatem przytul Niechcieja! 

niedziela, 8 listopada 2020

CZUŁA STREFA KOMFORTU CZYLI JAK DBAĆ O SIEBIE W TRUDNYCH CZASACH

“Zasady dyscypliny indywidualnej to czystość, zadowolenie, umiar, studiowanie własnego ja oraz poddanie się sile wyższej” Jogasutry II.32

Biorąc pod uwagę większość teorii samorozwoju, samodoskonalenia oraz metod na doprowadzanie się do większej doskonałości, będzie to bardzo niepoprawny post. Zamiast nawoływać do wyjścia ze strefy komfortu, będę zachęcać do jej tworzenia. Żeby jednak uniknąć nieporozumień nazwałam ją “czułą strefą komfortu” -  dla odróżnienia od tej kojarzonej z lenistwem, ociężałością i szkodliwymi nawykami, z którą każdy z nas wolałby nie mieć nic do czynienia. “Czuła strefa komfortu” związana jest raczej z jogowymi nijamami, czyli zasadami dyscypliny indywidualnej opartej bardziej na zachowaniu umiaru niż na skrajnych lub kompulsywnych metodach, które często w ostateczności przynoszą więcej szkody niż pożytku. Nijamy obejmują czystość (sauca), zadowolenie (santosa), umiar (tapas), studiowanie własnego ja (svadhyaya), uznanie siły wyższej (jakkolwiek ją rozumiemy) i naszych ograniczeń w stosunku do niej lub też po prostu poddanie się jej (isvarapranidhana).

Ten rok daje nam wszystkim nieźle popalić i póki co nic nie wskazuje na to, że w nadchodzącym czasie będzie łatwiej, milej i przyjemniej. Wszyscy z mniejszymi bądź większymi przerwami zdajemy egzamin z kreatywności, zaradności, cierpliwości, odpuszczania, walki, wyrozumiałości i umiejętności radzenia sobie w stanie zawieszania. Zdajemy egzamin z trzymania pionu i poziomu przed samym sobą, ale też w pracy, w domu, przed swoimi dziećmi, przed starszymi rodzicami, przed wnukami, przed tymi znajomymi, których ogarnia lęk i którzy stracili kogoś bliskiego, jak również przed tymi, którzy z całej sytuacji drwią. Zdajemy egzamin w obliczu dezinformacji, chaosu i fake newsów. Umówmy się zatem, że punkt pt. “wyjście ze strefy komfortu” już zaliczyliśmy :-)

Jeśli mamy w planie wyjść cało z tych przejściowych turbulencji (a co do tego, że są one przejściowe nie ma żadnych wątpliwości, gdyż jak wiadomo “wszystko mija nawet najdłuższa żmija” :-)), to warto stworzyć sobie swoją osobistą “czułą strefę komfortu”, która pomoże nam utrzymać się na powierzchni a może nawet całkiem nieźle surfować po tych jakże “wzburzonych falach”.

Określenie “osobista” strefa komfortu wskazuje na to, że nie ma jednej uniwersalnej, która będzie nadawała się dla wszystkich. Warto zatem najpierw zastanowić się, co nam służy, co nas wykańcza, co nam dodaje energii, a co z niej drenuje, co nas “słabi”, a co nas wzmacnia i na podstawie tego, wyciągnąć swoje wnioski. Jogowe nijamy pomagają wyznaczyć sobie podstawowe kierunki i się ich trzymać. Są tym rodzajem dyscypliny, która upraszcza i ułatwia życie oraz pomaga zachować spokój i pogodę ducha mimo wszystko.

Poniżej dzielę się filarami mojej “czułej strefy komfortu”. Nie będzie żadnych ekstrawagancji, bo u mnie jak do tej pory dobrze działają zasady “im prościej tym lepiej”. Mam nadzieję, że mimo to będzie to dla kogoś inspiracją albo zachętą do zbudowania własnej “czułej strefy komfortu”.  

KOMFORT CIAŁA - sauca, tapas

  • Wysypianie się i drzemka w ciągu dnia.
  • Dobre jedzenie zrobione w domu, jedzone na siedząco przy stole i bez pośpiechu.
  • Joga codziennie - może być nawet tylko 15 minut, ale codziennie.
  • Techniki oddechowe.
  • Jakikolwiek dodatkowy ruch aerobowy najlepiej na świeżym powietrzu codziennie - wystarczy 15 minut byle się spocić :-)
  • Przebywanie na świeżym powietrzu minimum raz dziennie przez minimum pół godziny najlepiej w parku albo w lesie.
  • Sprawdzone na własnej skórze dobrze działające suplementy.
  • Dobre nawodnienie w postaci główne ciepłej wody z cytryną, imbirem lub bez niczego.
  • Dobra kawa to podstawa - rytuał jest ważny.
  • Dobra herbata to siostra dobrej kawy :-)

KOMFORT UMYSŁU - sauca, santosza, tapas, svadhyaya

  • Brak telewizora - tzn. telewizor jest, ale nie odbiera żadnych ogólnodostępnych programów telewizji publicznej ani prywatnej. Służy do oglądania filmów.
  • Ograniczenie śledzenia serwisów informacyjnych do maksymalnie 30 minut dziennie. Naprawdę wystarczy - żaden “hit” mnie jak do tej pory nie ominął.
  • Ograniczenie surfowania po internecie do pół godziny dziennie. Chodzi o bezsensowne błądzenie po sieci w celach niewiadomych. Inną sprawą jest korzystanie z kursów online, słuchanie ulubionych podcastów lub robienie czegoś konstruktywnego.
  • Usunięcie aplikacji fb i insta z telefonu. Z powodów zawodowych na telefonie mam tylko skrzynkę mailową i messenger fb.
  • Ograniczenie do minimum korzystania z mediów społecznościowych. Chodzi o nie zaśmiecanie sobie głowy przypadkowymim informacjami i nie wkręcanie się w niepotrzebne awantury, dywagacje i rozważania tych, którzy aktywizują się w myśl reguły “nie znam się, więc się wypowiem”. Jednym słowem: sauca w głowie.
  • Więcej świadomie wybranych książek, filmów i muzyki.
  • Uczenie się czegoś nowego lub utrzymywanie przy życiu dawno nabytych umiejętności.
  • Celowe robienie rzeczy, o których wiem, że sprawiają mi przyjemność.
  • Medytacja minimum 15 minut dziennie, bo wewnętrzny spokój jest niezależny od zewnętrznego niepokoju, stawia na nogi i daje poczucie ogromnej mocy - zawsze! Warto w to zainwestować.
  • Praktyka wdzięczności i akceptacji. Tak! Wbrew pozorom nadal jest wiele powodów do totalnego zadowolenia! Praktyka santoszy polega na ich odnajdywaniu.

KOMFORT MIEJSCA - sauca, santosza, isvarapranidhana

  • Przebywanie w miejscach, które z definicji są komfortowe - las moim przyjacielem!
  • Dbanie o to, żeby w domu było miło i żeby był to “home sweet home” - tak, jestem jedną z tych osób, która kupuje w kwiaciarni kwiatki do wazonu, lubi ogień w kominku i świeczki.
  • Sauca w domu to podstawa mojego dobrego samopoczucia i kreatywności :-)
  • Najważniejsza sprawa: mieszkamy w domu u pewnego kota - każdy, kto również mieszka u kota, wie, że domy będące w posiadaniu kotów spektakularnie zyskują na wartości. Podejrzewam, że podobnie jest w przypadku innych zwierząt. Nie żebym kogoś namawiała do przygarnięcia zwierzaka, ale fakty są faktami. Cytując Eckharta Tolle, zwierzęta to “strażnicy istnienia”.

KOMFORT W RELACJACH Z INNYMI LUDŹMI - santosza, tapas

  • Dbanie o relacje z tzw. “najbliższymi planetami” mojego "układu słonecznego”:-)
  • Dbanie o kontakt z ludźmi, przy których czuję się dobrze i którym zależy na relacji ze mną nie dlatego, że mogą coś zyskać czy ugrać, ale po prostu dlatego, że jest między nami dobra wibracja serdeczności, wsparcia, zaufania i przyjaźni.
  • Utrzymywanie kontaktu z ludźmi, którzy są szczerzy.
  • Utrzymywanie kontaktu z ludźmi, którzy mają dobry humor - może być nawet czarny, byle był!
  • Utrzymywanie relacji z ludźmi, których męczy plotkowanie, bo jakkolwiek wg. teorii Harariego przedstawionej w książce “Sapiens” plotkowanie to podstawa ludzkiego przetrwania, to jednak podskórnie czuję, że szybciej i lepiej przetrwam bez tego :-)
  • Rezygnowanie z relacji z ludźmi, którzy są uzależnieni od posiadania wroga lub kogoś, z kim można się ścigać lub porównywać. Jeśli odezwie się we mnie potrzeba bycia w relacji z osobą typu “porównywacz-przeciwnik”, to czym prędzej zacznę uprawiać sport, opierający się na rywalizacji. W relacjach natomiast wolę ułatwiać innym życie i się usunąć. Zawsze! To ogromna oszczędność energii.

Ostatni akapit tego tekstu jest najważniejszy. “Czuła strefa komfortu” wymaga bowiem czułych ludzi. Czułość nie musi być słodka i landrynkowa. Czułość może przejawiać się w uprzejmości, pamiętaniu o innych, wsparciu, pomocy, szczodrości i zwykłej solidarności. Wielu czułych ludzi, których mam przyjemność znać to mocne osobowości często o chłodnym lub bardzo oficjalnym usposobieniu, ale “wyskakują” ze swoją czułością dokładnie wtedy, kiedy trzeba i okazują się czule niezawodni. Bądź taką właśnie czułą osobą dla siebie, innych i dla tego jedynego w swoim rodzaju świata. Szczególnie w tych dziwnych i pełnych turbulencji czasach “czuły narrator” jest nieustannie poszukiwany!

czwartek, 23 lipca 2020

"Trwała przemiana" D. Goleman, R.J. Davidson

W tym tygodniu na zajęciach wspominałam o książce Daniela Golemana i Richarda J. Davidsona, będącej opisem najpoważniejszych badań naukowych dotyczących medytacji. Autorzy wzięli pod uwagę tylko te badania, które spełniały restrykcyjne standardy naukowe. Odsiali natomiast te, które były naginane dla celów marketingowych lub innych. Ba! Odsiali nawet swoje własne badania, które wykonywali jako pełni entuzjazmu młodzi adepci medytacji! Słowem podeszli do tematu dosyć bezlitośnie, ale dzięki temu rozprawili się z nieprawdziwymi mitami na temat medytacji oraz nierealnymi obietnicami tego, co ma nam ona rzekomo dać. Zostali tylko przy twardych danych, ale za to dane te są tak przekonujące, że po przeczytaniu książki trudno nie skusić się do regularnej praktyki medytacji. Regularna praktyka (z ogromnym naciskiem na słowo “regularna”!) powoduje bowiem tytułową “trwałą przemianę” obejmującą poprawę pamięci, wzrost koncentracji, “wyregulowanie” pracy ciała migdałowatego mózgu (a co za tym idzie zbalansowanie gospodarki hormonalnej i wzmocnienie układu immunologicznego), zwiększenie opdorności psychicznej, zdolność do szybszego podnoszenia się po życiowych traumach, a także, co być może jest najważniejsze - wzrost empatii. Poza tym książka jest pełna ciekawostek i rzetelnych informacji dotyczących uważności i pracy mózgu. Jeśli więc ktoś chciałby się dowiedzieć, co to jest np. “efekt coctail party”, “mrugnięcie uwagi” lub dlaczego tak popularny jeszcze niedawno mit multitasku, czyli wielozadaniowości jest kompletnie nieprawdziwy, a wręcz szkodliwy, to gorąco polecam.
 
 

niedziela, 21 czerwca 2020

Dzień Jogi 2020

W książce “Joga - sztuka życia” Donna Farhi przytacza anegdotę o mężczyźnie, który zamówił sobie garnitur u krawca. Kiedy go przymierzył, okazało się, że marynarka jest krzywa, kołnierz się wywija, a spodnie są za ciasne w kroku. Krawiec zamiast dokonać poprawek doradził mu, żeby krzywą stronę marynarki zasłonił jedną ręką, spodnie ściągał w dół drugą, a kołnierz przytrzymał brodą. Mężczyzna poszedł za jego radą: wykrzywił głowę, żeby przytrzymać kołnierz. Przechylił się w bok, żeby zasłonić ręką niedoskonałość marynarki. Na koniec chwycił za spodnie w kroku, żeby je naciągnąć. Kiedy tak powykrzywiany przechadzał się przez park, dwóch starszych panów zaczęło mu się przyglądać. “O mój Boże! Spójrz na tego biednego kalekę!” powiedział pierwszy. “Rzeczywiście bardzo biedny, ale ciekawe, gdzie kupił taki ładny garnitur” odpowiedział drugi.

Z okazji Dnia Jogi, życzę Wam, żeby Wasza praktyka była “skrojona” na Waszą miarę. Żebyście dzięki niej czuli się dobrze i wygodnie w swoim ciele. Żebyście nie ulegali pokusie “wciskania” się i dostosowywania, do czegoś, co Wam nie służy tylko po to, żeby udowodnić coś sobie lub innym, zagłuszyć lęk lub chwilowo zaspokoić równie lękliwą potrzebę aprobaty czy kontroli. Takie podejście daje wprawdzie może i ładną instagramowo-facebookową praktykę, ale zwyczajnie nas “deformuje”, oddala od prawdy i od nas samych.

Życzę Wam, żeby Wasza praktyka była po prostu Wasza - prawdziwa, zrównoważona i spokojna. Żeby uczyła Was, jak być autentycznym i jak być sobą - bez “wykrzywiania się”, “maskowania” czegokolwiek i “przytrzymywania kołnierza brodą”. Życzę Wam, żeby Wasza praktyka była skierowana “do wewnątrz” i dzięki temu dawała Wam większą akceptację i odporność “na zewnątrz”. Życzę Wam też, żeby Wasza joga prowadziła Was do miejsca, z którego możecie zobaczyć wszystko ze zdrowym dystansem i zrozumieć, że tajemnica życia chowa się nie tylko we wszystkich doskonałych i pięknych chwilach, ale jest również w chaosie, braku kontroli i uczuciu, że “nie ogarniam”. Gdyby tak nie było, nie byłaby przecież tajemnicą. Gdyby nie była tajemnicą, nie smakowałaby tak kompletnie i tak wybornie. Gdyby nią nie była, nie byłbyś jej częścią, a to byłaby przecież ogromna szkoda. Niech mata mocno Was trzyma :-)



niedziela, 26 kwietnia 2020

JAKI TO MA SENS?

Jedna z joginek online podsunęła mi ostatnio pomysł, żeby pokazać z bliska, co to za książki stoją na regale, który jest w tle naszych zajęć na Zoomie. Pomysł jest dobry i na pewno go zrealizuję, bo to książki o jodze, więc może faktycznie znajdzie się tam coś inspirującego.

Tymczasem dziś pomyślałam, że polecę książkę, która wydaje mi się dobra na teraz, czyli na czas, kiedy przymusowo siedzimy w domu. Czas kiedy wielu z nas doświadcza emocjonalnego rollercoastera, często tracąc motywację albo czując zagubienie w gąszczu informacji. Czas, kiedy prawdopodobnie trochę częściej niż zwykle zadajemy sobie pytanie o to, jaki sens ma ten “bezsens”.

“Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla to prawdziwy klasyk i lektura obowiązkowa, polecana przez wielu wybitnych ludzi z różnych dziedzin (biznesmenów, nauczycieli duchowych, sportowców, muzyków itd.). Nie będę pisać, kim był autor i o czym jest jego książka, która nota bene sprzedała się jak dotąd w ponad 12 milionach egzemplarzy na całym świecie, bo i autor i jego dzieło są tak kultowe, że z łatwością można sobie znaleźć te informacje na Wikipedii. A jeśli ktoś już je znajdzie, to z góry zapewniam, że wbrew temu, czego można by się spodziewać, to nie jest książka, która dołuje i epatuje dramatem. Wręcz przeciwnie - podnosi na duchu, pomaga wrócić do pionu i daje pozytywnego kopa. Najważniejsze powody, dla których moim zdaniem warto ją przeczytać i do niej wracać, to przede wszystkim przekonanie się, że:
  • nikt nie wytłumaczy ci sensu życia, bo to ty jesteś za ten sens odpowiedzialny
  • to głównie ty nadajesz sens swojemu życiu niezależnie od okoliczności, w jakich się znajdujesz
  • sens swojemu życiu nadajesz przez codzienne wybory pomiędzy “jasnym” a “ciemnym”
  • chociaż może ci się to wydawać zaskakujące, nikt nie jest w stanie odebrać ci prawa do dokonywania tego wyboru
  • twoje wybory wpływają na twoje działanie, a twoje działanie wyzwala i daje poczucie sprawczości
  • obrażanie się na los nie pomaga, a jedynie utrzymuje cię w bierności, zgorzknieniu i frustracji
  • trudności, które napotykasz to rodzaj pytania - twoja reakcja na nie (czyli to jak postanowisz przeżyć trudne chwile) jest twoją odpowiedzią
A także, że:
  • większość nauk o człowieku z medycyną i psychologią włącznie w pewnym sensie się myli - w rzeczywistości jesteś silniejszy niż myślisz, bardziej wytrzymały niż ci się wydaje, kreatywniejszy niż podejrzewałeś, bardziej zaradny niż sądziłeś.
Poza tym wszystkim jednak książka Frankla, to jedna z tych pozycji, która już podczas czytania sprawia, że problemy, z którymi się w danym momencie zmagamy, stają się zasadniczo mniejsze. Bardzo polecam! :-)

sobota, 11 kwietnia 2020

WIELKANOC 2020

“Zapomnij o swojej doskonałości. We wszystkim istnieje pęknięcie. To właśnie tą drogą przedostaje się światło” Leonard Cohen

Tak wygląda nauczycielka jogi, która właśnie zakończyła drugi tydzień prowadzenia zajęć online i jest całkowicie odprężona, bo uświadomiła sobie, że niedoskonałości są w porządku! Tak! Są w porządku, bo są jak “pęknięcia” w naszych sztywnych oczekiwaniach i wyobrażeniach na temat tego, jak coś powinno wyglądać i jakie powinno być. Nic nie musi być takie, jak sobie wymyśliliśmy i jak się przyzwyczailiśmy! A co ważniejsze: wszystko może nagle się zmienić i nas zaskoczyć, a mimo to możemy w tym odnaleźć sens. Życie nie robi nam na złość - życie po prostu się toczy i jest w nim miejsce na wszystko - łącznie z bolesnymi, niesprawiedliwymi i dziwnymi “pęknięciami”, przez które przedostaje się jakaś prawda, jakieś światło, jakaś mądrość.

Dlatego nie mów, że to będą byle jakie święta! Hej, to będą wyjątkowe święta! Może niezbyt doskonałe jeśli chodzi o ideę robienia zakupów, przedświątecznego szaleństwa, świątecznego gwaru, spotkań w dużym gronie i tych wszystkich rzeczy, które im zwykle towarzyszą. W tym znaczeniu będą zdecydowanie niedoskonałe, ale ta niedoskonałość to właśnie owo “pęknięcie”, przez które ma szansę wpaść do Ciebie coś dobrego, nowego, poruszającego, głębokiego. Nie obrażaj się zatem na świat, że jest jak jest. Lepiej zaobserwuj, co przedostaje się przez to niezwykłe i niezrozumiałe “pęknięcie”. Jeśli już się pojawiło, to niech ma ono jakiś sens.

Bardzo dobrego i spokojnego czasu dla Was! Bądźcie zdrowi, bezpieczni i szczęśliwi! :-)

środa, 25 marca 2020

Wejdź do wewnątrz

Kiedy nie można za bardzo wychodzić na zewnątrz, to jest to doskonała okazja, żeby wejść "do wewnątrz". Joga to właśnie jeden ze sposobów wchodzenia do "wewnątrz". Wchodzenie "do wewnątrz" jest jak zakładanie rękawiczek ochronnych w czasach epidemii z tą różnicą, że rękawiczki chronią nam ręce, a wchodzenie "do wewnątrz" chroni nam układ nerwowy. Dlatego może dać nam wytchnienie, może wzmocnić naszą psychiczną odporność i pomóc nam złapać trochę zdrowego dystansu. Dzisiejszy wojownik z fotki poniżej na jogowy sposób parafrazuje słowa Szymona Hołowni, który napisał gdzieś, że każdy życiowy zakręt ma to do siebie, że w końcu się kończy. Gdyby zakręt się nie kończył, to by było rondo. A życie to przecież nie rondo.

piątek, 14 lutego 2020

BĄDŻ ROZRZUTNY W MIŁOŚCI

Gary Chapman w swojej książce “5 języków miłości” opisał 5 sposobów, w jaki ludzie mogą wyrażać sobie miłość. Są to:
  1. Słowa, czyli mówienie komuś, że się go kocha, że jest wspaniały, że go szanujemy, podziwiamy, doceniamy itd.
  2. Uwaga, czyli spędzanie z kimś czasu i robienie razem różnych fajnych rzeczy (inaczej skupienie na kimś swojej uwagi).
  3. Drobne przysługi, czyli wyręczanie lub pomaganie komuś w codziennych obowiązkach, po to, żeby było mu łatwiej, lepiej, wygodniej (zrobienie komuś kawy albo prania, umycie samochodu, podanie chusteczki jak leci mu z nosa itd.)
  4. Dotyk, czyli przytulanie, ściskanie, drapanie po plecach itd.
  5. Prezenty i niespodzianki, czyli robienie komuś małych prezentów, które wcale nie muszą być drogie ani nawet kupione - mogą być kartką z narysowanym sercem wrzuconą komuś do torby albo kwiatkiem urwanym z trawnika włożonym za wycieraczkę samochodu.
Zrozumienie 5 języków miłości ma w założeniu Garego Chapmana ułatwić nam wzajemną komunikację oraz zorientować się, jakim językiem mówi nasz partner lub członek rodziny. Jeśli bowiem głównym  “językiem miłości” Twojego dziecka albo partnera są np. “drobne przysługi” to nie ma sensu zalewać go wylewnymi listami miłosnymi i kwiecistymi wyznaniami, bo on bardziej poczuje miłość, jeśli wymienimy mu koło w aucie, wyprasujemy mu spodnie albo podwieziemy  na imprezę do kolegi. Jeśli czyimś głównym “językiem miłości” będzie “uwaga”, to nie dotrzemy do niego dając mu prezenty, bo dana osoba będzie bardziej wolała sobie z nami spędzić czas zamiast dostać kwiatki. Jeśli u kogoś dominującym językiem będą “słowa”, to choćbyśmy się dla niego zaharowywali, ściskali go i robili mu prezenty, to nie będzie to miało takiej mocy jak powiedzenie tej osobie, że jest świetnym kumplem, że ją kochamy albo podziwiamy.

Zastanowienie się, jakim “językiem miłości” mówią najbliższe nam osoby może prowadzić do bardzo zabawnych, ale zwykle konstruktywnych i pomocnych wniosków, które mogą ułatwić nam porozumiewanie się z partnerem, rodziną, przyjaciółmi i znajomymi. Najważniejszym jednak przesłaniem “5 języków miłości” jest to, że miłość przejawia się w nieskończonej ilości form i że możemy nią dzielić się z wszystkimi. Nie musimy od razu czuć “motylków w brzuchu”, co z resztą na dłuższą metę jest dosyć wyczerpujące :-)

Miłość ma cały wachlarz innych odcieni, do których należy m.in. uprzejmość, hojność, bycie pomocnym, wspierającym, zabawnym, inspirującym lub zwyczajnie przyzwoitym. “5 języków miłości” możemy dostosować do ludzi, z którymi wcale nie planujemy spędzić życia, ale po prostu z jakiegoś powodu spędzamy z nimi czas (np. w pracy albo w szkole). “Słowami” możemy mówić komuś, że dobrze wygląda, że jest dla nas inspirujący albo że miło przebywa się w jego towarzystwie. Języka “uwagi” możemy użyć dając komuś swój czas przez odpisanie na maila, na smsa, przez pamiętanie jak ma na imię, co robi i z czym aktualnie się zmaga lub czym się cieszy. Język “drobnych przysług” jest niewyczerpany i można go użyć rozwijając komuś matę przed zajęciami, odśnieżając komuś auto na parkingu albo przepuszczając kogoś w drzwiach - to naprawdę aż tak proste! Język “dotyku” może być czymś co w języku angielskim określa się mianem “warm shake of hand” i tak, to również jest aż tak łatwe - wystarczy komuś uścisnąć dłoń zamiast podawać mu tzw. “zdechłego śledzia”, wystarczy kogoś objąć albo zwyczajnie go uścisnąć lub też się do kogoś uśmiechnąć jeśli dany "ktoś" jest bardzo “niedotykalski”. Języka “prezentów i niespodzianek” nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.

Najlepsze w “5 językach miłości” jest to, że kiedy ich używamy, to zawsze w rezultacie zaczynamy czuć się naprawdę dobrze. Jeśli ktoś do tej pory jakimś cudem nie spróbował, to gorąco polecam. Miłość to totalnie kosmiczna energia - im bardziej się nią dzielimy, tym bardziej ją czujemy. Dlatego z okazji dzisiejszych Walentynek zachęcam bardzo do tego, żebyśmy byli hojni i prawie że rozrzutni jeśli chodzi o miłość, bo zawsze warto!

środa, 1 stycznia 2020

WYSTRZAŁOWA JOGA NA NOWY ROK

Zastanawiałam się, co takiego ekstra wystrzałowego wydarzyło się w naszym wspólnym zeszłym jogowym roku. Co było inspirującego, motywującego i takiego super “wow” - takiego wiecie, jak znalazł do opublikowania w social mediach Myślałam o warsztatach z zagranicznymi i polskimi nauczycielami. O różnych przełomowych momentach, których miałam przywilej być świadkiem i do których przyczyniła się joga: o bólach w biodrach, lędźwiach i duszy, które minęły; o pozytywnych zmianach, które ktoś wprowadził; o papierosach i kilogramach, które ktoś (z)rzucił; o zrozumieniu, które się pojawiło; o postawie ofiary, która ustąpiła miejsca wojownikowi 1, 2 i 3; o szczękach, które się rozluźniły; o relacjach, które się nawiązały; o cierpliwości, która się pojawiła; o nogach, które się rozciągnęły itd. Myślałam też, że może takim wystrzałowym wartym wspomnienia wydarzeniem jest książka, którą wydaliśmy albo frekwencja na zajęciach, która często przekracza wszelkie możliwe wyobrażenia. 

Ale ostatecznie stwierdziłam, że największą petardą jest po prostu ta zwykła joga, z tygodnia na tydzień. Ta zwykła joga w grupie, ale przede wszystkim na Twoim kawałku podłogi. Ta zwykła joga, która jest wolna od potrzeby chwalenia się, robienia otoczki, zdjęć i szumu. Ta cicha praktyka bez egzaltacji i zbędnego ekshibicjonizmu, wznosząca się ponad “chce mi się” lub “nie chce”, “fajnie” lub “niefajnie”, “progres” lub “regres”. Ta zwykła joga szlifująca zwykłą przyziemną dyscyplinę, która pomaga mocno stąpać po ziemi i nie dać się zwariować. Ta zwykła joga jest naprawdę wystrzałowa! Zwyczajność i naturalność jest dziś bardzo w cenie - tak sobie myślę. Dlatego dużo dobrej “zwyczajności” i zwykłej jogi sobie i Wam życzę. Tak po prostu!