niedziela, 30 stycznia 2011

"O medytacji bez egzaltacji"

Zastanawiając się nad odpowiedzią na pytania dotyczące medytacji trafiłam na fragment tekstu Jacka Santorskiego - jednego z  bardziej znanych autorytetów w dziedzinie psychologii w Polsce pt. "O medytacji bez egzaltacji". Myślę, że wart jest przytoczenia, ponieważ w prosty sposób pokazuje, że wbrew stereotypowym wyobrażeniom (np. że medytacja to oderwanie od rzeczywistości; coś możliwego jedynie w określonym kontekście religijnym; coś wymagającego egzotycznej scenerii, kadzideł itp.) medytacja jest czymś bardzo prostym i dostępnym dla każdego. Santorski pisze:

"Nie znam bardziej racjonalnej, zgodnej z całokształtem mojej wiedzy psychologicznej i fizjologicznej metody umożliwiającej zarządzanie stresem i rozwój inteligencji emocjonalnej niż praktyka uważności, której podstawą jest medytacja (...). Ćwiczenia medytacyjne są wprawkami do życia w jedności tu i teraz z pełnym zaangażowaniem. Do bycia w pełni obecnym. Kultura Zachodu formuje inny styl. W setkach filmów widzimy sceny, gdy głowa rodziny przy śniadaniu przegląda gazetę, zerka na włączony telewizor i podpisuje uwagę w podsuwanym właśnie przez któreś z dzieci dzienniczku. Odwołujemy się do napoleońskiej podzielności uwagi. Jesteśmy rozproszeni, co oddziela nas od bólu i prawdy o sobie samych. W zagonieniu uciekamy od spotkania ze sobą, które w pierwszym podejściu nie musi być przyjemne. Zagłuszamy stres zamiast się z nim zmierzyć (...). Nie zmienimy naszej kultury (...). Możemy jednak przejąć coś z mądrości Wschodu. Jeśli chcesz się przełamać, nauczyć czegoś nowego, znaleźć w sobie rezerwy energii czy pomysłowości, stawaj się jednym z tym, co robisz. Ćwiczysz - ćwicz. Biegasz - biegaj. Pracując - pracuj. Nie oddawaj się marzeniom. Nie rozwiązuj równocześnie problemów całego świata (...). Niech świadomość, uwaga będą właśnie tu, gdzie jesteś - przy tym, co robisz".

Myślę, że powyższy cytat jest dobrym punktem wyjścia, dla wszystkich, którzy zastanawiają się, czym jest medytacja, jak medytować, co jest do tego potrzebne. Po prostu - chyba najlepiej zacząć od uświadomienia sobie codziennych czynności oraz wykonywania ich z uwagą i starannością (być może okaże się, że coś, co robimy nawykowo i bez zastanowienie się, można wykonać lepiej, inaczej albo w ogóle odkryjemy, że jakaś czynność jest zupełnie niepotrzebna i działamy rutynowo, tracąc niepotrzebnie energię). Joga jest tu niezwykle pomocna, ponieważ zazwyczaj wchodząc w asanę, musimy całkowicie się na niej skoncentrować, a nasz umysł może wreszcie odpocząć od "napoleońskich" obyczajów. Temat będzie jeszcze rozwinięty w następnych postach. Tymczasem tyle tytułem "nieegzaltowanego" wstępu:-)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Dlaczego tym razem joga bez muzyki?

"Kiedy tracisz kontakt z wewnętrzną ciszą, tracisz kontakt ze sobą. Kiedy tracisz kontakt ze sobą, zatracasz się w świecie". Eckhart Tolle, "Cisza przemawia"

Cisza to jedno z najprostszych i najdoskonalszych narzędzi stwarzających optymalne warunki do samoobserwacji i rozwoju. Jest dobrym tłem, na którym wyraźnie widać myśli, emocje, intencje itd. Bywa, że z tego powodu jest dla niektórych nie do zniesienia - bo obnaża np. samotność, pustkę, brak pomysłu na życie, negatywne pobudki działania, ociężałość psychiczną, niechcianą rutynę, brak tematu do rozmowy z kimś, z kim ten temat powinien być, a więc konfrontuje nas ze sprawami,  z którymi należałoby się rozprawić. Dla kogoś, kto nie ma na to ochoty, może być więc dosyć uciążliwa. Stąd m.in. bierze się chyba trend do zagłuszania ciszy - tak na wszelki wypadek. Żeby w razie czego było hucznie, dziarsko i wesoło - i w ogóle choćby nie wiem jak podły towarzyszył nam nastrój, to ma wyglądać tak, jakby dosłownie i w przenośni "wszystko grało":-) Tym sposobem "coś leci" właściwie w większości miejsc publicznych (marketach, biurach, poczekalniach, na dworcach itd.). Nie wiem, czy to źle czy dobrze. Na pewno wiem jednak, że często na płaszczyźnie czysto fizycznej jest to dosyć męczące, a cisza zaczyna stawać się produktem ekskluzywnym. Dlatego preferuję zajęcia jogi bez tła muzycznego. Nie tylko dlatego, że z założenia muzyka do jogi po prostu nie jest potrzebna, ale też dlatego, żeby chociaż przez te kilkadziesiąt minut w tle mieć po prostu ciszę.

Poza tym w jodze chodzi między innymi o wewnętrzny spokój i bynajmniej nie o spokój rozumiany czasem mylnie jako flegmatyczne rozluźnienie, ale raczej o spokój  w znaczeniu wspaniałego, uważnego i trzeźwego stanu, który pozawala nam działać rozważnie; który czyni nas silnymi psychicznie i fizycznie; który wzmacnia nasz system odpornościowy i pozwala nam się rozwijać. Sama cisza nie jest tożsama ze spokojem (kiedy wczoraj Adam Małysz upadł podczas skoku, na trybunach zapanowała cisza, która raczej niewiele miała wspólnego ze spokojem), ale zwykle w dużej mierze ułatwia jego osiągnięcie. Systematyczne i świadome obcowanie z ciszą buduje stabilny spokój, który utrzymuje się później nawet w krzykliwych i hałaśliwych okolicznościach. I to jest naprawdę bezcenne:-)

sobota, 22 stycznia 2011

Post scriptum do zajęć poświęconych biodrom i miednicy


Obszar bioder i miednicy stanowi bardzo złożoną konstrukcję, o czym można się przekonać przyglądając się jakiemukolwiek rysunkowi poświęconemu jego anatomii. Osobiście jako przeciętny użytkownik tego niezwykłego mechanizmu jestem pod jego wielkim wrażeniem - bo przecież niezwykłym jest, że coś tak bardzo skomplikowanego w swej budowie (a mamy tu w wielkim skrócie rzecz ujmując: stawy biodrowe, biodrowo-krzyżowe, połączenie szkieletu nóg ze szkieletem kręgosłupa, cały system mięśni i ścięgien) działa tak po prostu, dając nam każdego dnia możliwość ruchu (nie wspominając już o jego roli w ciele kobiety!). 

David Coulter w "Anatomii Hatha Jogi" pisze, że w trakcie ćwiczeń brzuszno-biodrowych "budzi się w nas energia , którą odczuwamy wszędzie od głowy po czubki palców stóp". Mam nadzieję, że zajęcia w tym tygodniu były okazją do doświadczenia tej energii na własnej skórze:-)

Zachęcając do wszelkich ćwiczeń poprawiających elastyczność i ruchliwość tego obszaru, zamieszczam poniżej muzyczną ilustrację wzorowej mobilności w biodrach i pozytywnej energii, która za nią podąża:-)


środa, 19 stycznia 2011

Joga a jazda konna

Katja Kellner w książce na temat elementów łączących jogę z jazdą konną pisze:

"Czułam, że konie, na których jeździłam doskonale odczytywały mój nastrój - wiedziały, czy jestem skoncentrowana, skupiona, przestraszona, zmęczona albo nieobecna i zgodnie ze swoją naturą reagowały na każdy z tych różnorodnych stanów. W pewnym sensie było to tak, jakby koń trzymał przede mną lustro, w którym odbijało się moje samopoczucie. Dlatego doszłam do wniosku, że jazda konna tak samo jak joga może być treningiem osobowości".

Dalej Kellner pisze o pozytywnym wpływie jogi na jazdę konną, przejawiającym się przede wszystkim poprzez:
- rozwijanie świadomości ciała oraz koordynacji ruchowej, dzięki którym poprawia się zdolność człowieka do precyzyjnych ruchów (nacisk, przenoszenie ciężaru ciała) i dzięki którym możliwa jest lepsza komunikacja pomiędzy człowiekiem a koniem
- wzrost zdolności koncentracji oraz radzenia sobie z sytuacjami stresogennymi (w szczególności umiejętność skupienia się i racjonalnego reagowania w trudnych okolicznościach)
- usuwanie napięć w ciele, których człowiek nie jest świadomy a które koń błyskawicznie wyczuwa
- ogólne korygowanie sylwetki głównie poprzez fakt, iż joga opiera się na pracy z mięśniami usytuowanymi głęboko w ciele, leżącymi bezpośrednio przy szkielecie - wzmocnienie tych mięśni staje się widoczne m.in w tym, że jeździec przyjmuje ładniejszą, bardziej wyprostowaną sylwetkę.

Książka porusza naprawdę ciekawe zagadnienia dotyczące korelacji jogi i jeździectwa. Ponieważ autorzy od lat zajmują się zarówno jogą jak i jazdą konną w opracowaniu wyczuwa się naprawdę czyste doświadczenie bez zbędnego teoretyzowania:-) 

Niestety nie znalazłam żadnej polskojęzycznej pozycji na ten temat, co jest zastanawiające zważywszy na poświęconą mu sporą ilości książek anglo- i niemieckojęzycznych. Wygląda więc na to, że mamy tu pewną niszę na rynku wydawniczym. Póki co polecam więc książkę w języku niemieckim:-)












Katja Keller i Geron Wimmer, "Zwischen Losgelassenheit und Spannkraft. Besser Reiten mit Yoga".

niedziela, 16 stycznia 2011

Poszukiwania

Joga to poszukiwanie siebie i swojego "sposobu" na zjawisko zwane "ja sam", "moje życie", "moje zdrowie", "moje" i "ja". Poszukiwanie to wymaga dyscypliny, konsekwencji, wytrwałości, ale też poczucia humoru oraz dystansu wobec siebie:-). Przede wszystkim jednak poszukiwanie to jest naszym samodzielnym działaniem i doświadczeniem. Nikt nie wykona za nas np. Chaturangi Dandasany i nikt też za nas nie dowie się, co dzieje dzieje się w naszym ciele i umyśle podczas trwania w tej asanie. Dlatego wspólne zajęcia są ważne, nauczyciel jest ważny, inspiracje są ważne, fachowa literatura jest ważna, ale najważniejsze jest podjęcie osobistego działania i odnalezienie sprzyjającego nam wewnętrznego głosu, który lepiej niż ktokolwiek inny podpowie nam, co jest dla nas dobre, a co nie za bardzo. Dzięki temu możemy nabrać odporności wobec podążania za "jedynie słusznymi" wskazówkami, "nieomylnymi" teoriami, despotycznymi autorytetami itp. Nabierając większej świadomości samego siebie i identyfikując swoje prawdziwe potrzeby, jesteśmy bowiem bardziej skłonni wybierać to, co jest dla nas w miarę optymalne i rozpoznawać sytuacje, w których ktoś próbuje nami manipulować albo zaszufladkować nas w jakikolwiek sposób. 

Zachęcając do eksploracji niezwykłego tematu jakim jest każdy z nas z osobna, przytaczam przypowieść suficką z Mułłą Nasreddinem w roli głównej. Mułła jest postacią nietuzinkową - nie da się go nijak sklasyfikować ani podsumować, ale jego samoświadomość i sposoby na życie budzą mój wielki entuzjazm i respekt:-)

"Mułła Nasreddin jest zarówno głupcem, jak i mędrcem. Pewnego dnia był w swoim ogrodzie, sypiąc okruszyny chleba wokół rabat kwiatowych. Podszedł do niego sąsiad i zapytał:
- Mułło, dlaczego to robisz?
Nasreddin odparł:
Och, robię to, żeby tygrysy trzymały się z daleka.
Sąsiad powiedział:
- Ale w promieniu tysięcy mil nie ma tygrysów.
Nasreddin rzekł:
- Skuteczne, prawda?"

I tak to wygląda. Niech "tygrysy" w postaci negatywnych zdarzeń i zjawisk trzymają się od nas z daleka:-)

czwartek, 6 stycznia 2011

Zasada ahimsy w jodze

Według encyklopedii jogi Georga Feuersteina termin ahimsa, tłumaczony najczęściej jako "niekrzywdzenie", "niezadawanie gwałtu" oznacza "zasadę całkowitego powstrzymania się od krzywdzenia innych istot, zarówno fizycznego, mentalnego jak i słownego". Ponieważ bez wątpienia zaliczamy się do zacnego kręgu istot, praktyka ahimsy odnosi się również do nas samych :-). Dlatego też warto zastanowić się, jakimi działaniami wyrządzamy sobie krzywdę i czy może nie warto byłoby zrezygnować z niektórych z nich.

Na płaszczyźnie fizycznej brak ahimsy może przejawiać się np. poprzez nadmierne forsowanie się podczas ćwiczeń lub zupełny bezruch, przejadanie się lub maltretowanie drakońskimi dietami, faszerowanie się używkami (alkoholem, nikotyną) lub innymi wytworami laboratoriów chemicznych,  przykładowo w celu szybkiego osiągnięcia jakiegoś wymyślonego przez nasz umysł celu (schudnięcia, nabrania masy mięśniowej, zaśnięcia, obudzenia się itd.).

Na płaszczyźnie mentalnej  brak ahimsy objawia się przez zbyt surowe traktowanie samego siebie, ostrą samokrytykę i nieustanne ocenianie ("jestem głupi", "jestem za gruba", "jestem słaby psychicznie" itd), świadome lub nieświadome robienie z siebie ofiary (w pracy, szkole, rodzinie), tkwienie w toksycznych relacjach, pielęgnowanie błędnych stereotypów na swój temat ("nic mi nigdy nie wychodzi", "już zawsze będę miał mało pieniędzy", "jestem mało odporny i łapię wszystkie choroby"), zamartwianiem się, niezdrowe ambicje.

Ponieważ słowa są ekspresją myśli, przykłady na brak ahimsy na płaszczyźnie słownej pokrywają się z tymi na płaszczyźnie mentalnej.
Naprawdę warto zastanowić się, co w naszym indywidualnym i niepowtarzalnym przypadku stoi w sprzeczności z zasadą ahimsy, jakie nawyki są dla nas szkodliwe, z jakich zachowań warto byłoby zrezygnować.

Mahatma Gandhi rozpowszechniał zasadę ahimsy na arenie politycznej. Jeśli nawet w tak niesprzyjających i trudnych okolicznościach, w jakich przyszło mu działać, zasada ta prowadziła go ostatecznie do sukcesów, to można sobie tylko wyobrazić, jak wielkie korzyści może ona przynieść na arenie osobistej.


Ps.Wdażanie ahimsy na płaszczyźnie mentalnej można rozpocząć po prostu przestając się martwić. Nawiązując więc do Boby’ego: „Don’t worry”